Śniadanie w dawnym Żegrzu.

Śniadanie w dawnym Żegrzu.

Do powrotu sentymentalnego w stare strony skłonił mnie widok świeżo „uprzątniętego” terenu po dawnej piekarni przy ul. Byteńskiej. IMAG5552

A jeszcze tak niedawno można było zobaczyć resztki pieca piekarniczego.

IMAG5554

Niestety nie przewidziałem i nie mam takiego zdjęcia (może ktoś ma?).

W dawnym Żegrzu żeby przygotować śniadanie, nie trzeba było biegać do marketu czy galerii. Wystarczyło zajrzeć do spiżarni.

Pieczenie chleba w domu było mniej popularne niż dziś. Dlatego po świeży chleb należało się udać do piekarni.

Może było ich więcej, ja pamiętam dwie. 10544422_70589640

10561557_702428333156271_8464622208559883330_n

Ta na zdjęciu, to dom mieszkalny z piekarnią pana Strickiego. Te cegły na pierwszym zdjęciu to resztki po kominie i piecu piekarniczym górującym na zdjęciu.

Zapach i smak bułek z Żegierskich piekarni pamiętają do dziś wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli je w ustach i już nigdy nic ich nie zastąpi.

Piekarnia była zaraz obok domu państwa Chmielewskich, który zachował się do dziś.

byteńskaIMAG5549IMAG5556Ale ul. Byteńska nie kończyła się na piekarni.

Byteńska 1978IMAG5555117 118116Kto mieszkał w innym rejonie, albo dla kogo nie starczyło wypieków od Strickiego chodził po bułki do pana Marciniaka na ul. Rzeczańską.

1798706_772143109493783_1018137998211568707_nimg267

002_small1Piekarnia to ten dom za słupem, z lewej strony zdjęcia. Na skrzyżowaniu ul. Rzeczańskiej i Pyrzyczańskiej. To skrzyżowanie na którym od 1894 roku stoi figura św. Wawrzyńca.

IMAG5561 104

IMAG5557101Dziś zamiast piekarni jest blok nr 96.

IMAG5560

No dobra, bułki na śniadanie już mamy. Niestety nikt w okolicy nie miał ostatnio świniobicia więc trzeba skoczyć do „rzeźnika”. Dobrze, że blisko też na Rzeczańską. 89

Bez tytułu (2)Niestety, tam już od dawna tylko „rzeźnik” i haki.

10395847_564271797025671_2992973832097292842_nTrudno, trzeba się kopnąć do samu.

0007.. 6 Po wyjściu z samu, na prawo w oddali ul. Ostrowskiej widok kiosku RUCH-u przypomniał, że warto by było mieć do śniadania gazetę. 10488174_701979346534503_6407615345465418559_n - Kopia

Kiosk stał pod kasztanowcem na rozwidleniu ul. Ostrowskiej, które tworzyło skrzyżowanie z ul. Milczańską. 10496061_701978349867936_66257067348433145_o

Niestety na zdjęciu widać tylko gałęzie kasztanowca i kawałek dachu kiosku.

10527555_701981656534272_1418689463058204324_na z innego ujęcia tylko jego tył.

10562986_701980113201093_8094623326373516453_n - Kopia

27628611_902610849914805_8670847096446316045_o

Po latach udało się uzyskać od”Żegrze Historia” zdjęcie całego kiosku – na swoim miejscu

IMAG5539To, to samo skrzyżowanie dzisiaj.

IMAG5545Do dziś został kasztanowiec i puste miejsce na trawniku. 10559078_706851516047286_1714098800_nBez tytułu IMAG5544Tam, gdzie dziś jest blok z numerem 119/120 stały kiedyś jeszcze inne domy.

photo.php 2IMAG554610524400_701985573200547_1866942421_nIMAG5547

I tylko krzyż przed domem Klatkiewiczów, stoi na swoim miejscu.

IMAG5543 32 Tylko chyba miejsce wygląda trochę inaczej.

IMAG5538Ale jeżeli wracamy do domu na ul. Milczańskiej, na przygotowywane śniadanie, to pójdziemy tą samą ulicą…

25…jak za dawnych lat.

IMAG5537Smacznego.

Kuba Ger 28.07.2014 r.

Opublikowano Bez kategorii | 4 Komentarze

Świat, którego już nie ma – Bambrzy na poznańskich Ratajach

Dzisiaj lekcja historii z Rataj opracowana na podstawie niżej wymienionej literatury. Tekst napisany w marcu 2013 przez historyka/archiwistę Agnieszkę Wiśniewską. Wyjątkowo, dla poznania fragmentu przeszłości z naszej okolicy skorzystamy z tego „gotowca”.

Maria Paradowska, Bambrzy w Ratajach, w: Rataje i Żegrze , „Kronika Miasta Poznania”, nr 3, 2001.

Barbara Fabiańska, Z Romanem Misiem Przechadzka Po Starym Żegrzu, w: „Kronika Miasta Poznania”, nr 3, 2001.

Juliusz Kubel, Spis Rzeczy Ratajskich. Impresje sentymentalne, „Kronika Miasta Poznania”, nr 3, 2001.

Świat, którego już nie ma – Bambrzy na poznańskich Ratajach

„Mój związek z Ratajami rozpoczął się czternaście lat temu. Od samego początku spacerując między betonowymi budynkami tu i ówdzie zauważałam nie pasujące do blokowiska ciekawe obiekty. Dla tych co nie pochodzą z Poznania lub nie znają historii dzielnicy napiszę, że nie wyrosła ona na pustkowiu lecz w miejscu zupełnie odmiennym. Rataje, jak każda dzielnica mają swoją historię, którą lekko wam nakreślę.

Obcy przybysze na trwałe osiedlili się na poznańskich Ratajach od 3 czerwca 1745 roku, na mocy wydanego wówczas dokumentu lokacyjnego. Pochodzili z Bambergu.

 Bamberg

Poprzez zawieranie małżeństw gospodarze z Rataj przenosili się na Żegrze, które nie było wcześniej zasiedlone osadnikami z Bambergu. Wsie Rataje i Żegrze łączyła wspólna parafia – kościół świętego Jana Jerozolimskiego i droga do niego zwana „Świętojanką”.

Na początku, kiedy pojawili się osadnicy z Bambergu, ludzie traktowali ich z rezerwą. Oni także traktowali miejscowych jak obcych. Z biegiem czasu to się zmieniało. Zaczęto pomagać sobie wzajemnie; nawiązywano przyjaźnie sąsiedzkie, a także zawierano małżeństwa.

W XIX wieku Polacy i Bambrzy wspólnie walczyli o zachowanie polskości.

We wspomnieniach Pelagii Czarczyńskiej, Rataje jawiły się jako piękna okolica z bogatą i urodzajną ziemią, zdrowymi warzywami jedzonymi prosto z grządek, zielonymi łąkami, sadami pełnymi pysznych owoców i ogrodami przydomowymi, w których rosło dużo kolorowych kwiatów. W sąsiedztwie Czarczyńskich, mieszkających przy ulicy Wioślarskiej swe domy i gospodarstwa mieli m.in. Leitgeberowie, Grzybkowie, Rothowie, Genslerowie, Osieccy i Kaiserowie. Pod koniec lat sześćdziesiątych likwidowano gospodarstwa i rozpoczęto budowę osiedli. Pelagia Czarczyńska musiała opuścić swoją ziemię. Ubolewała nad tym bardzo; zniszczono piękną i urodzajną ziemię, wywłaszczano gospodarzy. Szczególnie ucierpiały na tym więzi sąsiedzkie. Według niej Bambrzy byli wyjątkowymi ludźmi. Bronili swej polskości. Byli prawdziwymi patriotami, bardziej niż rodowici Polacy.

Z Bambergu na Rataje przyjeżdżały zwykle małżeństwa. Te rodziny w następnych pokoleniach bardzo się powiększały i bywało, że opuszczały Rataje.

Dobrym przykładem jest rodzina Handschuhów. Dzieci i wnuki Wojciecha – pierwszego osadnika z tej rodziny pozostały w gospodarstwie na Ratajach. Członkowie tej rodziny poprzez małżeństwa osiedlali się też na Wildzie, Jeżycach i Górczynie. Część rodziny z wiejskiej stała się miejską. Również rodzina Leitgeberów w trzecim pokoleniu po części przeniosła się do miasta, a druga z linii osiedliła się na Jeżycach. Po latach wróciła na Rataje i Żegrze. Niektórzy Leitgeberowie mieszkali na ratajach i Żegrzu aż do czasu likwidacji wiejskich zabudowań.

Innych do przeprowadzki zmusiła okupacja. Niemcy zburzyli w czerwcu 1941 roku dom i zabudowania gospodarcze Leitgeberów, które znajdowały się w miejscu dzisiejszego dworca autobusowego na Rondzie Rataje. Mieszkał tam wnuk Jana Leitgebera Andrzej, który w 1901 roku zgodnie z wolą swego ojca Wawrzyna poślubił swoją daleką kuzynkę Weronikę. Małżeństwo zostało zawarte w nowej parafii – w kościele Matki Boskiej Bolesnej w Górczynie. Andrzej Leitgeber był nie tylko bardzo dobrym rolnikiem; był też radnym miasta Poznania, a także pełnił funkcję sołtysa Rataj.

Do wywłaszczenia w 1969 roku Rataje zamieszkiwali Walterowie. Mieli ogród, który znajdował się przy ulicy Rataje.

Bogatymi gospodarzami byli Stanisław Roth i jego żona Leokadia. Byli spokrewnieni lub spowinowaceni z wieloma rodzinami z Rataj i Żegrza. W czasie II wojny światowej opuścili gospodarstwo, gdyż tylko Niemcy mogli pozostać , a oni czuli się Polakami. Po wojnie wrócili wraz z innymi wysiedlonymi sąsiadami i miejscowymi gospodarzami. Wszyscy pomagając sobie nawzajem odbudowali swe gospodarstwa.

W 1969 roku Stanisław Roth , za pieniądze własne i otrzymane w wyniku likwidacji gospodarstw kupił ziemię w Krzesinach. Przekazał ją swemu synowi Eugeniuszowi.

Do bogatych i znanych rodzin ratajskich należała rodzina Hopplów. Przybyli prawdopodobnie później niż pierwsi osadnicy, ponieważ ich nazwisko nie figuruje w pierwszej połowie XVIII wieku w żadnym z kontraktów zawartych pomiędzy władzami Poznania a osadnikami z Bambergu. Po raz pierwszy to nazwisko pojawiło się w 1841 roku w umowie z osadnikami z Jeżyc. Jeden z potomków tamtych osadników osiadł na Ratajach. W połowie XIX wieku Hopplowie posiadali już znaczną ilość ziemi. Do znanych przedstawicieli tego rodu należał Antoni Hoppel, urodzony w 1885 roku. Jego żoną była Weronika Kosicka. Hopplowie byli znani i zamożni. Utrzymywali dobre sąsiedzkie i przyjacielskie kontakty z wieloma ratajskimi rodzinami. Najbardziej związani byli z Rothami. Stefan, jeden z dwóch synów Antoniego poślubił Jadwigę Roth. Mieli syna Witolda.

 5a119aa6-87f5-11e3-9a80-0025b511229e

Zamieszkali w domu Rothów. Dom na początku z czerwonej cegły, później otynkowany stoi do dziś. Zachował się jako jeden z nielicznych domów na Ratajach z tamtych czasów. Stoi przy ulicy Piłsudskiego 35, dawnej ulicy Wioślarskiej 35.

IMAG5507 Ratajskie gospodarstwa były otoczone ogrodami. W XVIII wieku domy budowano z gliny i drewna tzw. domy w reglówkę, z gliny i słomy (domy w lepiankę), a także z gliny i cegieł tzw. mur pruski. Wszystkie domy były kryte strzechą. W połowie XIX wieku zastąpiono je budynkami murowanymi.

IMAG5500

Dom ze starej zabudowy Rataj przy ul. Zamenhofa

Jedną z najstarszych zagród, zachowaną aż do lat sześćdziesiątych XX wieku była zagroda Czesława Kaisera. Mieściła się przy ulicy Wioślarskiej 65c. Znajdował się tam wspólny budynek mieszkalno – inwentarski pokryty strzechą. Posiadał wyrytą datę „1793”. Zagrodę rozebrano w 1964 roku.

img559

Były też zupełnie inne budynki; bogate, wytworne, świadczące o zamożności ich właścicieli. Do dziś możemy podziwiać okazały dom wiejski rodziny Ciesielczyków, mieszczący się przy ulicy Rataje. Architekturą budynek nawiązuje do dworów wielkopolskiego ziemiaństwa. Od frontu możemy zobaczyć cztery kolumny wspierające portyk. W pobliżu domu znajdują się pozostałościpozostałości starej cegielni, którą prowadziła rodzina Ciesielczyków.

ciesielczyk

Wieś Rataje miała płynną granicę. Na północy stał kościół świętego Rocha. Rataje rozpoczynały się od kościoła świętego Jana Jerozolimskiego, który był parafią Rataj i Żegrza. Granica przebiegała w pobliżu obecnej ulicy Krzywoustego. Na południu natomiast wieś kończyła się na ulicy Pawiej. Nieco wyżej, równolegle do Pawiej położona była ulica Krucza, która prowadziła do miejsca zwanego Małą Azją. Swe ogrody mieli tam m.in. Szymczakowie i Mańkowscy. Natomiast granicę między Ratajami a Żegrzem wyznaczał rów Obrzyca. Przechodził w najniższym miejscu osiedli Powstań Narodowych i Oświecenia, dalej półkolem prowadził aż do Warty, gdzieś w okolicach dzisiejszej ulicy Hetmańskiej. Granicą zachodnią Rataj była Warta.

Około roku 1965 liczba mieszkańców wynosiła od 2 do 2,5 tysięcy osób.

Syn wspomnianego już Stefana Hoppla Witold wspominał, że mieszkańcy Rataj i Żegrza żyli zgodnie. Łączyła ich parafia i cmentarz, a także wiele wspólnie podejmowanych inicjatyw. Wieś rataje różniła się od wsi Żegrze, która była rolnicza i bogatsza, natomiast Rataje bardziej ogrodnicze. Mieszkańcy Żegrza zajmowali się głównie ziemią a mieszkańców Rataj ciągnęło bardziej do miasta. Jeździli do pracy do fabryk m.in. do „Stomila”. Niektórzy twierdzili, że obie wsie były skłócone, a łączył ich jedynie wspólny kościół parafialny i cmentarz. Antagonizmy powstały już w XVIII wieku, kiedy to trwały zatargi między mieszkańcami o wspólne pastwiska. Niechęć odnowiła się w połowie XX wieku, kiedy Żegrze pozostawało nadal wsią, a Rataje przechodziły szybszą urbanizację i stawały się bardziej miejskie. Centrum Rataj stanowiło skrzyżowanie ulic Wioślarskiej i Rataje. Na jednym narożniku mieścił się zakład fryzjerski Urbańskiego wraz ze sklepem Mareczki. Na drugim swoją działkę mieli Osieccy – rodzina bardzo poważana na Ratajach. Trzeci narożnik zajmowały gliniana chata i zabudowania gospodarcze Przedwojskich, a na czwartym swój dom z ogrodem miała Nacia Napierałowa wraz z mężem Ludwikiem, którzy jako jedyni na Ratajach hodowali kozy. Ważnym punktem we wsi była gospoda Przybeckiego, gdzie sprzedawano mocne trunki. Klientami byli nie tylko mieszkańcy Rataj ale również Starołęki. Przetrwała ona aż do budowy bloków. Za knajpą był szewc i drobne zakłady. W rejonie Wioślarskiej i Rataje mieściła się też poczta, magiel, i sklep spożywczy. Juliusz Kubel wspominał, że u Rothów można było kupować prawdziwe i świeże mleko. Ulica Rataje była wybrukowana kocimi łbami. Przy tej ulicy mieściła się piekarnia Rataja, gdzie kupowało się smaczny i gorący chleb. Dalej był sklep rzeźnika Pachury, a także kuźnia. Przy ulicy Obrzyca mieściła się duża i nowoczesna szkoła. Przy kościele świętego Rocha był stary park ogrodzony płotem. Park ten przetrwał do dziś i jest pozostałością po ogrodzie Bractwa Kurkowego. Przy ulicy Łacina mieściła się fabryka musztardy, a w miejscu dzisiejszych budynków telewizji stał zakład produkujący wentyle. Zakład zegarmistrzowski Klupsia znajdował się przy ulicy Na Miasteczku, natomiast stolarnia Rokickiego przy Łuczniczej. W dziecięcych wspomnieniach Juliusza Kubla największe wrażenie robiła cegielnia Ciesielczyków i jej ogromny gliniany wykop zasypany w trakcie budowy trasy Hetmańskiej.

Witold Hoppel wspominał, że w tamtych czasach samochody na Ratajach były rzadkością. Jak się jakiś pojawił to wzbudzał sensację wśród dzieci.

Przed wojną most Rocha stanowił połączenie Rataj z miastem.

Most-Rocha-kartka-z-1920-roku-800x504Od mostu do wsi prowadziła „czarna droga”. Ulica Serafitek biegła aż do Wioślarskiej. Tam w zaułku mieszkała rodzina Kaiserów, dalej, przy ulicy Śremskiej Kublowie (rodzina wspomnianego Juliusza Kubla).

Witold Hoppel wspominał o tym, że trzysta metrów w linii prostej od kościoła świętego Rocha, po drugiej stronie dzisiejszej ulicy Kórnickiej znajdował się fort Rocha, po którym obecnie nie ma śladu.

Fort Rocha i Brama WarcianaW okolicach tego fortu jako chłopiec Hoppel pasł krowy.

Kiedy pierwsi osadnicy przybyli z Bambergu na Rataje nie znali jeszcze języka polskiego. Swoje nabożeństwa odprawiali więc po niemiecku. Jeden mężczyzna czytał modlitwy z książki do nabożeństwa przywiezionej z Bambergu. Takie zbiorowe odmawianie pacierzy utrzymywało się dość długo. Najważniejszą i zarazem największą procesją we wsi Rataje była procesja polna. Odbywała się na pamiątkę i w podziękowaniu Bogu za uchronienie pól przed szarańczą.

Ratajscy Bambrzy czcili szczególnie świętych: Rocha i Wawrzyńca. Między szesnastym a dwudziestym trzecim sierpnia, rolnicy szli wieczorem z latarniami ku czci świętego Rocha, patrona od zarazy. Natomiast świętego Wawrzyńca czczono procesjami ze śpiewem i modlitwami. Bezpośrednio w dzień tego patrona nie rozpalano ognia, a posiłki przyrządzano poprzedniego dnia. Kult obu tych świętych utrzymywał się długo, a figurki i obrazy umieszczano w kapliczkach lub na domach w specjalnych wnękach w ścianie.

Przykład takiej kapliczki możemy zobaczyć przy ulicy Zamenhofa. Jest to jedyna kapliczka, która zachowała się po dawnej wsi Rataje. Wykonana jest z cegły, nieotynkowana. We wnęce znajduje się figura świętego Antoniego z Dzieciątkiem. Ufundowana została przez rodzinę Walterów w 1889 roku. Upamiętniała śmierć ich syna Stanisława, który w wieku czternastu lat zginął podczas burzy uderzony piorunem. Potomkowie tej rodziny nadal składają tam kwiaty.

1Szczególna historia wiąże się też z kapliczką przy ulicy Bytyńskiej 6; ważną dla mieszkańców Żegrza i Rataj. Powstała w połowie XIX wieku i pierwotnie była z drewna. Wewnątrz, w górnej wnęce znajdowała się figurka świętego Rocha z drugiej połowy XVIII wieku i figurka psa z połowy XIX wieku. W dolnej wnęce kapliczki była figurka Matki Bożej z końca XVIII wieku. Fundatorami kapliczki, w podziękowaniu za ocalenie podczas epidemii cholery była rodzina Greków. W roku 1891 ziemię wraz z kapliczką odkupiła od Greków rodzina Leitgeberów – Marianna i Wojciech. Małżeństwo zobowiązało się dbać o kapliczkę. Po rodzicach opiekę nad kapliczką przejęła Zofia Miś. Po wybuchu II wojny światowej, Niemcy zniszczyli zabytek, a figurki przechowała siostra Zofii Weronika Hirsh. Po wojnie została odbudowana przez Leitgeberów, ale już z cegły. Do połowy lat sześćdziesiątych istniał zwyczaj dekorowania jej kwiatami w dniu piętnastego sierpnia. Mieszkańcy Żegrza i Rataj gromadzili się wtedy przed nią, modlili się i śpiewali pieśni religijne. W 1976 roku figurki z kapliczki zostały wpisane do rejestru zabytków województwa poznańskiego. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych niszczono starą zabudowę i zaczęto stawiać bloki. Nastąpiło wywłaszczanie mieszkańców Żegrza. Aby ratować figurki, rodzina Misiów przekazała je w 1983 roku do Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. Natomiast w kapliczce, a dokładniej w jej górnej części umieszczono sakralny obraz, a w dolnej wnęce reprodukcję Serca Jezusa i wazonik na kwiaty.

Ze wspomnień Romana Misia dowiadujemy się, że na początku kapliczka w święto świętego Rocha była przystrajana i oświetlona. Ludzie modlili się i śpiewali. Z biegiem lat ten obyczaj zanikał i zdarzały się akty wandalizmu (wybijanie szyby i rozrzucanie figurek).

RochW 1932 roku Wojciech Roth wraz z Janem Osieckim ofiarowali grunt pod budowę nowego, większego kościoła w pobliżu skrzyżowania ulic Wioślarskiej i Rataje. Miasto nie wyraziło zgody na tę lokalizację i w 1937 roku postanowiono, że nowy kościół powstanie w pobliżu starego kościółka, bardzo już zniszczonego i zbyt małego, aby pomieścić parafian z Rataj, a także z Żegrza. Głównym budowniczym został Antoni Hoppel. Wspierał go ksiądz Czesław Heudycki, a mieszkańcy obu wsi wspólnie pomagali w budowie. W sierpniu 1938 roku wmurowany i poświęcony został kamień węgielny. Mieszkańcy wspólnie też zbierali fundusze na kościół poprzez darowizny, kiermasze i festyny, a także amatorskie przedstawienia. Do wybuchu II wojny światowej nowy kościół nie został ukończony. Parafia świętego Rocha była miejscem ważnym i łączącym obie wsie. Kiedy odbywały się procesje, brały w nich udział Bamberki z Rataj i Żegrza wystrojone w swe charakterystyczne stroje. Tak ubrane brały też udział w imprezach i festynach, zbierając pieniądze na ukończenie kościoła świętego Rocha.

640px-Kościół_Św._Rocha_

Kościół św. Rocha przed wojną i nowy w roku 1947, źródło „poznańska Wiki”

Swój strój Bamberki przechowywały w specjalnych skrzyniach. Każdy element stroju układany był na płasko, aby się nie pogniótł. Ubiór ten był niezwykle kosztowny i bardzo bogaty. Był nieodłącznym elementem kultury wsi poznańskich, a później z czasem przeniknął do kultury Poznania. Strój składał się z kilku elementów. Najważniejszą częścią były suknie. Składały się z kaftana i spódnicy. Posiadały różne kolory i odcienie. Szyte były z bardzo dobrych materiałów. Każda Bamberka posiadała zazwyczaj około czternaście takich sukni i przynajmniej cztery świąteczne.

 th_Poznan_MuzeumBambrow048

Strój był wiązany tasiemkami bezpośrednio na jego właścicielce. Spódnica szyta była zwykle z pięciu szerokości materiału, bardzo szeroka i marszczona. Kaftan był dopasowany do figury i sięgał do pasa. Pod kaftanem Bamberki nosiły koszulkę z długim rękawem – sznurowaną. Niekiedy koszulka zakończona była „kiszką”, czyli grubym wałkiem z materiału. Na niej znajdowały się od jednej do trzech watówek, potem spódnik biały i na końcu spódnica. Tyle warstw powodowało, że cały strój był szeroki i pogrubiał sylwetkę. Watówki i „kiszka” sprawiały, że spódnica podczas chodzenia kołysała się w charakterystyczny sposób i nie opadała zbyt luźno. Na spódnicę kobiety zakładały haftowane fartuchy. Szyję ozdabia kryzik i kilka sznurów korali zakończonych krzyżykiem. Ramiona okryte były białą haftowaną chustą wiązaną z tyłu. Nakrycia głowy różniły się od siebie. Mężatki nosiły czepek, a głowy panien zdobił kornet. Kornet był jednym z najpiękniejszych elementów stroju. Do tego dochodziły jeszcze falbanki, kokardy, wstęgi itd. Strój Bamberek budził zachwyt, gdyż był spotykany tylko w Poznaniu. Nieznany był w Europie i innych częściach Polski. Można było go zobaczyć przy okazji świąt kościelnych, a niekiedy i państwowych.

bamberki-w-uroczystych-strojachBamberki w świątecznych strojach, źródło: http://www.poznan.pl

Podczas procesji cztery kobiety niosące obraz miały zawsze ubiór w tym samym kolorze. Stroje świąteczne Bamberek były w czterech kolorach: niebieskim. Karmazynowym, zielonym oraz białym lub beżowym w kolorowe bukieciki kwiatków. Ubieranie tego wytwornego stroju było bardzo skomplikowanym i dużym wyzwaniem. Kobieta musiała korzystać z pomocy koleżanek lub innych kobiet z rodziny, gdyż sama by sobie nie poradziła. W tej kwestii Bamberki były bardzo solidarne i pomagały sobie wzajemnie.

Tak ubrane szły jedna za drugą, ponieważ chodnik był zbyt wąski, aby pomieścić dwie Bamberki obok siebie. Tak szerokie były ich spódnice. Również w tramwaju jedna kobieta siedząc zajmowała dwa miejsca. Ale za to nosiły swoje piękne stroje z dumą i godnością.

Wraz z budową nowoczesnych jak na tamte czasy osiedli, stare Rataje zaczęły ginąć. Ludzi wysiedlano, niszczono gospodarstwa i piękne ogrody. Zniszczeniu uległy nie tylko wartości materialne. Najbardziej ucierpieli ludzie i więzy ich łączące.

Pozostało kilka domów, kapliczek, starych drzew i nostalgicznych wspomnień żyjących jeszcze mieszkańców „tamtych Rataj”. To ostatnie świadectwa tamtych czasów.

Oczami wyobraźni usiłuję odtworzyć te miejsca. Wyobrazić sobie jak wszystko było rozplanowane, jak wyglądały domy, ogrody, jak upływało życie codzienne ludzi mieszkających kiedyś w miejscu, gdzie ja teraz mieszkam. Lecz nie potrafię, ponieważ nie żyłam w tamtych czasach, nie mieszkałam wśród tych, jak wspominają ich bliscy i sąsiedzi wspaniałych ludzi i prawdziwych Polaków. Robiąc zdjęcia do tego artykułu przyszły chwile refleksji i bardziej się nad tym wszystkim zastanawiałam.

Z Ratajami jestem związana od czternastu lat, zastałam je z szarymi blokami, choć teraz są bardziej kolorowe. Mam nadzieję że po przeczytaniu mojego artykułu , wpadając na któryś z ratajskich śladów po dawnych mieszkańcach, upamiętnicie ich chwilą zadumy.”

Agnieszka Wiśniewska

 

 

Historia ma to do siebie, że ma początek ale nie ma końca. Zawsze może się zdarzyć, że będzie dalszy ciąg. Tak jest i w tym wypadku. Pewnego dnia pojawił się komentarz do historii Bambrów na Ratajach:

Łezka się w oku pojawiła…Jestem potomkiem wspomnianych Grzybków z ulicy Wioślarskiej 65.
Mogę podesłać zdjęcie domu Grzybków zbudowanego w 1900 roku a zburzonego przez niemieckiego okupanta w 1940 roku. Pozdrawiam

Stwierdziłem, że to niepowtarzalna okazja, żeby coś nowego dopisać do losów i upowszechnić TO co bezpowrotnie zniknęło.

DOM GRZYBKÓW1DOM GRZYBKÓW

Notka dot.domu:
Dom Grzybków Agnieszki i Marcina z zawodu cieśli budowlanego zbudowano w 1900 roku na terenie 2955 m2 w linii obecnych bloków nadwarciańskich.Był to dom 21 izbowy zbudowany z czerwonej cegły na zapleczu którego było podwórko z kamienia(„kocie łby”)  a za nim w kierunku Warty roztaczał się sad owocowy kończący się na terenie obecnego klubu kajakowego „Warta”. Mieszkańcami domu oprócz gospodarzy(widocznych na zdjęciu w oknie na parterze) były rodziny robotnicze i rzemieślnicze. Do domu od strony ul.Serafitek prowadziła droga gruntowa-ścieżka.
W czasie okupacji niemieckiej w 1941 roku z domu zostali wysiedleni wszyscy mieszkańcy a dom został zburzony.
Notka dot.rodziny Grzybków:
Zdjęcie przedstawia rodzinę Agnieszki i Marcina Grzybków.
Synowie wykształcili się na kupców po ukończenie Szkoły Handlowej z których najbardziej znani byli Józef (właściciel sklepu na Starym Rynku) oraz Teodor (właściciel sklepu „Modna Tkanina na Pl.Wolności 8).
Z pozostałych synów Jan walczący w szeregach wojsk wielkopolskich na kresach zginął w wojnie polsko-bolszewickiej
w lipcu 1920 roku a Stanisław walcząc w szeregach AK w Powstaniu Warszawskim zginął w sierpniu 1944.
Wszyscy zostali zaznaczeni z imienia.
opisał i udostępnił Piotr Grzybek-wnuk Marcina i syn Teodora

Wielkie dzięki dla Pana Piotra

KG  15 marzec 2016 roku

Opublikowano Bez kategorii | 4 Komentarze

RATAJE, CZYLI MIAŁO BYĆ TROCHĘ INACZEJ .

Bauer Michał, Rataje, czyli miało być trochę inaczej, „Kronika Miasta Poznania” 1998, nr 1.

Poznaniakom kilkanaście lat po wojnie ciągle mieszkało się źle. W mieszkaniach, w starych kamienicach żyło po kilka rodzin, ludzie tłoczyli się w piwnicach i na poddaszach. Brakowało nowych domów, urządzenia komunalne pozostawiały wiele do życzenia, a na domiar złego niewydolna była komunikacja miejska. Pod koniec lat 50. Poznań miał około 430 tys. mieszkańców. Demografowie przewidywali, że do 1985 roku ich liczba wzrośnie o ponad 200 tys. Poznańscy architekci rozpoczęli zatem dyskusję na temat budowy nowej dzielnicy. Nie ogłoszono żadnego konkursu architektonicznego, jednak władzom miasta zgłaszano najróżniejsze koncepcje zabudowy coraz to innych terenów miasta. Projekt, który ostatecznie wybrano do realizacji, zaczął powstawać około 1958 roku. Jego autorami było troje architektów: Regina Pawuła, Jerzy Schmidt oraz Zdzisław Piwowarczyk. Patronował im Jan Cieśliński, ówczesny prezes SARP-u.

 151

Architekci zobowiązali się do opracowania planu ogólnego i planów szczegółowych nowej dzielnicy. Pod budowę wyznaczyli tereny na prawym brzegu Warty, w okolicach dawnej wsi Rataje, którą w 1925 roku przyłączono do Poznania. W tamtych latach koncepcja poznańskich architektów uważana była za bardzo nowoczesną. Zaproponowali budowę bloków z wielkiej płyty, z jasnymi kuchniami i wodą ogrzewaną ciepłem z pobliskiej elektrociepłowni.

  img336 (2)Do tej pory w technologii wielkopłytowej postawiono zaledwie kilka bloków w Warszawie.

Płyt nie produkowano na skalę przemysłową,

1901980_366061353532034a do takiej produkcji przymierzano się właśnie w Poznaniu. Władze miasta, którym młodzi architekci przedstawili swój pomysł, utworzyły dla nich w 1959 roku pracownię przy Miejskiej Pracowni Urbanistycznej w poznańskim Zamku. Do pracy nad projektami zatrudniono sześć osób. Ramy planowanego osiedla wytyczyły fabryki na Starołęce i Głównej oraz tory kolejowe pomiędzy Franowem a Starołęką.

 R a t a j e

W centrum znajdowały się żyzne ziemie i słynne owocowe ogrody Bułgarów. Twórcy projektu proponowali skopcować urodzajną ziemię i wywieźć ją do Szczepankowa, dokąd również planowano wykwaterować ogrodników.

 0005. 00

Uznano, że budowa nowej, olbrzymiej dzielnicy w jednym miejscu może przynieść znaczne efekty funkcjonalno-przestrzenne oraz ekonomiczne – tak uzasadniali swoje pomysły architekci Rataj w „Kronice Miasta Poznania” z 1960 roku. Inwestycję zaplanowano w dwóch etapach. Najpierw, w latach 1965-75, miało powstać pierwszych dziesięć osiedli dla ponad 60 tys. osób na dolnym tarasie, tuż nad Wartą, potem planowano budowę następnych piętnastu osiedli dla 90 tys. poznaniaków na górnym tarasie.

 152

Drugi etap miał się rozpocząć w 1975 roku i zakończyć po dziesięciu latach. Oba tarasy w planach architektonicznych dzielił duży pas zieleni. Urbaniści przewidywali budowę jednego osiedla rocznie, czyli około 1300 mieszkań. Miały w nich zamieszkać przede wszystkim osoby wykwaterowane z poddaszy i piwnic w centrum Poznania. Spółdzielnie mieszkaniowe powstały dopiero później. Osiedla miały być bliźniaczo podobne: Dyscyplina urbanistyczna oparta o powtarzalność układów poszczególnych osiedli zapewnia znaczne walory ekonomiczne w produkcji prefabrykatów, transporcie elementów, montażu jak i uzbrojenie terenu w drogi i sieć wodno-kanalizacyjną, gazową i energetyczną – przekonywała Regina Pawuła w 1964 roku na łamach „Architektury”.

„Dyscyplina” szybko przerodziła się w konieczność. Okazało się, że nowe osiedla muszą być budowane szybko i tanio. Wykonawcy do dyspozycji otrzymali wyłącznie piasek i cement. Innych materiałów nie było. Przy budowie domów z wielkiej płyty konieczne było wykorzystanie dźwigu szynowego, który mógł poruszać się wyłącznie po linii prostej, i który nie tolerował żadnych nierówności terenu. Urządzenie to miało bardzo duży wpływ na kształt i kierunek ustawienia bloków.

 1561654243_363241710480665_1057179110_n

Nie wszystkim zastosowana na dolnym tarasie Rataj powtarzalność układów architektonicznych odpowiadała: Na Ratajach niejedno może się podobać. Czy jednak konieczna [jest] ta przesadna geometryzacja Z ustawieniem jednakowych domów równo jak wojsko w ordynku. A te zimne, nieprzytulne deski, kolosy… – nieśmiało narzekał prof. Zbigniew Zakrzewski w książce „Wspominam Poznań”.

Architekci chcieli wprowadzić na Ratajach różną wysokość budynków: Pragniemy połączyć różnorodność ludzkich życzeń, dotyczących izolacji w domku jednorodzinnym albo wysokim wieżowcu – pisali w „Kronice Miasta Poznania”. Zgodnie z ich postulatami poznaniacy mogli sobie wybrać mieszkanie zgodne ze swoimi upodobaniami, na wysokości korony drzew, albo wyżej Z widokiem na rzekę i jezioro względnie widokiem panoramy całego miasta – tłumaczyła w „Architekturze” Regina Pawuła.

W planach pojawiły się zatem domki jednorodzinne (miały zajmować ponad 30 proc. nowej dzielnicy Rataj), pięciokondygnacyjne bloki z płyty produkowanej w fabryce, którą usytuowano na Starym Zegrzu,

 Budowa wytwórni płytoraz 10- i 16-kondygnacyjne wieżowce budowane na stalowych konstrukcjach. Miały one zajmować po 25 proc. powierzchni nowej dzielnicy. Idea domków jednorodzinnych upadła jako pierwsza. Potem okazało się, że władze miasta za zbędną uważają też budowę wieżowców. Zdaniem urzędników na Ratajach miały powstać wyłącznie pięciokondygnacyjne budynki bez wind. Autorzy projektu nie chcieli się zgodzić na takie ustępstwa, ponieważ, ich zdaniem, budowa wyłącznie pięciopiętrowych bloków wiązała się z nadmiernym zagęszczeniem osiedla budynkami. Liczba mieszkańców, którzy mieli zamieszkiwać jeden hektar miasta, była wg norm i tak wysoka. Zdaniem architektów wieżowce pozwoliłyby na zwiększenie wolnej powierzchni na osiedlu.

Zdzisław Piwowarczyk i Regina Pawuła stracili pracę w 1964 roku. Jerzy Schmidt przeszedł do Miastoprojektu,

img340 który przejął zadanie dokończenia projektu Rataj. Na os. Piastowskim, które budowane było jako pierwsze, mimo oporów władz powstały 11-kondygnacyjne tzw. deski.

157 

W pierwotnych planach ich partery nie miały być zabudowane, a cała konstrukcja miała stać na słupach. Prześwity, zdaniem architektów, były uzasadnione nadrzecznym klimatem oraz potrzebą funkcjonalnego połączenia terenów rekreacyjnych z zielenią wewnątrz osiedla. Projekt przewiduje zachowanie krajobrazowego charakteru zieleni u podnóża skarpy, Z wkomponowaniem w teren potrzebnych urządzeń sportowych i rekreacyjnych – pisała w „Architekturze” Regina Pawuła.

Ośrodek rekreacyjny miał zostać połączony mostem wiszącym z Parkiem Kultury i Wypoczynku po drugiej stronie Warty, który jednak nigdy nie powstał. Prześwity pod „deskami” na os. Piastowskim zabudowano w ramach tzw. dogęszczania, wtedy też powstały piwnice, których architekci nie zaplanowali miały je zastąpić schowki gospodarcze w każdym mieszkaniu. „Dogęszczanie” miało też znacznie gorsze konsekwencje niż zabudowa parterów „desek”. Objęło tereny w sąsiedztwie osiedli, które zarezerwowano pierwotnie dla zieleni miejsc rekreacyjnych. Zamiast parków oddzielających dolny i górny taras Rataj powstawały nowe bloki. Zbudowano je na terenach podmokłych, przez które jeszcze na początku lat 60. płynęły rzeczki.

Całą dzielnicę miała otaczać obwodnica, która oddzieliłaby ją od nowych fabryk, których budowę także wówczas planowano. Na początku lat 60. pracowało na Ratajach 8 tys. osób, obliczono, że po wybudowaniu osiedli będzie tu zatrudnionych prawie pięć razy tyle – przede wszystkim mieszkańców nowej dzielnicy. Budowa nowego centrum i fabryk na Ratajach miała m.in. rozwiązać problemy komunikacyjne miasta. Architekci chcieli, by robotnicy do swych oddalonych o kilkanaście minut fabryk szli piechotą, alejami, w otoczeniu zieleni.

Znane są niedomagania organizmu miasta dzisiejszego – chaos i konflikty życia codziennego wynikające Z dezorganizacji podstawowych funkcji miasta nie przystosowanego do potrzeb i wymagań współczesnego życia. Miejsca pracy i miejsca zamieszkania znajdują się na przeciwległych krańcach miasta, przecięte pośrodku wykopem kolejowym i wąskimi gardłami tras mostowych o kierunku wschód-zachód. Komunikacja miejska nie może podołać nieustannym przerzutom przez zatłoczone śródmieście – przekonywał czytelników „Kroniki” zespół architektów pracujący nad planami Rataj.

Aby usprawnić komunikację między miastem a nowym osiedlem, rozbudowano ul. Starołęcką i wybudowano na niej nowe ronda. Wyznaczono też tzw. trasę hetmańską,

img318 którą poprowadzono przez nowy most. Wybudowało go wojsko w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Zaprojektowano też kilka tzw. ekspresowych ulic, z których można skręcać w wewnętrzne, ciasne i powolne, ale za to „bezkolizyjne” uliczki osiedlowe. Nowe centrum miało też odciążyć centrum miasta i umożliwić jego przebudowę. Śródmieście Poznania odbudowywano systemem plombowym, mimo pozornego unowocześniania kosmetyką wnętrz sklepowych i neonów nie spełnia roli dobrze funkcjonującego ośrodka społeczno-usługowego, ze względu na nadmierne rozdrobnienie usług, na ciągłe kolizje ruchu pieszego Z komunikacją kołową i tramwajową, na trudności w prawidłowym zaopatrzeniu i postoju – uważali architekci.

Kiedy od projektu Rataj zostało odsuniętych dwoje z trójki pomysłodawców nowej dzielnicy miasta, wiele spraw zostało podporządkowanych wymaganiom wykonawcy projektu. Zajęto się przede wszystkim budową nowych bloków, kompleksy usługowe powstawały z dużym opóźnieniem lub nie powstawały wcale. Niespodziewanie powrócono też do idei 11- i 16-kondygnacyjnych wieżowców, które budowano już z wielkiej płyty.

1958375_363241487147354_644181455_nWbrew intencjom pomysłodawców architektury ratajskiej osiedla są odseparowane od zakładów pracy, w większości nie zbudowano też budynków wyższej użyteczności.

Mieszkańcom osiedli utrudniają życie nie najlepiej rozwiązane problemy komunikacyjne.

 Bez tytułu Wybitnie monofunkcyjny, wyłącznie mieszkaniowy charakter osiedli, jednolitość własności i architektonicznej formy zabudowy już obecnie jest czynnikiem sprzyjającym degradacji tych terenów – napisała Wanda M. Gaczek w jednym z artykułów zamieszczonych w wydanej przez poznańską Politechnikę na początku lat 90. książce „Gospodarka przestrzenna miast i gmin w regionie Wielkopolski”.

Czy miasto można uzdrowić? – zastanawiała się w tej samej książce Regina Pawuła-Piwowarczyk. »Miasto tak budować, by ludzie w nim mieszkający byli szczęśliwi«. Słowa Arystotelesa nie straciły swej treści humanistycznej, może tylko zostały zapomniane przez nas, współcześnie projektujących.

1452525_1400332800206974_1843961268_n

Opublikowano Bez kategorii | Dodaj komentarz

Hobolska Projekt 2014

,,Hobolska Projekt” HobolskaPozwoliłem sobie przypomnieć tytuł, i temat jaki 10 lat temu podjęła wówczas mieszkanka os. Tysiąclecia Ewa Wójtowicz.

e w

Sprawa dotyczy jednej ulicy. Hobolska  3 Znikła pod blokami os. Tysiąclecia. Wymazano ją z planów Poznania. Czy coś zostało po niej w przestrzeni pamięci? I co się zdarzy, gdy zacznie się szukać? Czy ktoś odpowie, coś się otworzy? O tym chce się przekonać artystka Ewa Wójtowicz, która szuka śladów zaginionej ul. Hobolskiej” Historia została opisana w Gazecie Wyborczej przez Violettę Szostak 03-09-2004 „Pracuję nad projektem mixed reality, dotyczącym ul. Hobolskiej w Poznaniu. Chartowo Czy ktoś posiada informacje, zdjęcia, pamiątki, związane z tą ulicą? Proszę o kontakt” – zaapelowała na naszym internetowym forum Ewa Wójtowicz – niedawna absolwentka, a dziś wykładowca na ASP. Na forum nikt się na razie nie odezwał. O wiele bardziej owocne okazały się poszukiwania w przestrzeni realnej. – Wycieczki po Ratajach przyniosły mnóstwo kontaktów, informacji, odkryć – opowiada Wójtowicz. Swoją wędrówkę po mapie nieistniejącej ulicy i ludzkich wspomnień dokumentuje na stronie internetowej http:// hobolska.of.pl. I tam właśnie – w wirtualnej przestrzeni – zaczyna żyć zaginiona ulica.” Niestety aktualnie strona ta nie jest już czynna i nie wiadomo na jakim etapie ten projekt się zakończył. „Mieszkam na os. Tysiąclecia od maja 1980 r. Osiedla z samej swojej istoty są miejscami pozbawionymi korzeni i odciętymi od naturalnej topografii terenu, w jaki zostały wpisane. Jedynymi łącznikami z historią na osiedlu są – stopniowo wycinane, stare drzewa.  drzewa IMAG4275 - Kopia Wójtowicz ma 29 lat (w roku 2004), mieszka na os. Tysiąclecia od lat 24, czyli od początku jego istnienia. Ul. Hobolska znikła pod jej blokiem. Chodzi mi nie tylko o proste wyznaczenie topografii ulicy. Także o genius loci. O sferę pamięci. O relację między przypadkowością i brakiem zakorzenienie, jakie wiążą się z mieszkaniem na osiedlu, a tym, co być może uda się odkryć.  8 (4) „Starsi ludzie wcale się nie dziwią, gdy pyta o ul. Hobolską. Biorą oddech i zaczynają opowiadać: że Hobolska przed wojną nosiła nazwę Papierników, bo w latach 30. wybudowano na niej domy dla pracowników pobliskiej papierni; że podczas wojny przemianowano ją na Pfalzburgerweg; że nazwa Hobolska pojawiła się w 1945 r.” 0008..16A Wójtowicz znalazła mężczyznę, który mieszkał na Hobolskiej. Opisał z detalami, jak wyglądały domy, gdzie był ogród, gdzie rosły drzewa. Pokazał, gdzie rośnie jeszcze jeden stary świerk, który zasadził jego ojciec ok. 1930 r. IMAG4633Nie powiedział, że drzewo zostało posadzone z okazji jego narodzin. Wtedy (w 2004 roku) jeszcze żył on i drzewo. Dziś żywe, zostało drzewo… Kiedy zapytałam, ile było domów zamknął oczy i zaczął liczyć: jeden, drugi… Widział je przed sobą, był wtedy w zupełnie innej przestrzeni i czasie – opowiada Wójtowicz. 1978.1 Domy były cztery: dwa w stylu dworków i dwa bloki. Hobolska 2 Ludzi zaczęto z nich wysiedlać w połowie lat 70., 1979.1X 1979.2burzyć – w 1979 r. 1978.2 X 1979 1978 Zebrała sporo starych zdjęć. 0004.. 1 (2)Próbowała sfotografować te same miejsca teraz. – Zmieniły się tak bardzo, że czasem nie można nawet było przyjąć tego samego punktu widzenia – opowiada. ul Welecka Mówi, że nie chodzi jej o budzenie sentymentów. Chce zbadać sferę pamięci, zaginionej przestrzeni. Być może zostawi potem w miejscu, gdzie biegła ul. Hobolska, jakiś subtelny, efemeryczny znak? Coś co skłoniłoby przechodniów do chwilowej zmiany optyki, pomyślenia. – Niekoniecznie o ul. Hobolskiej, ale o pamięci, o swojej własnej przeszłości – mówi.

foto 3.bmpPoszukiwania rozpoczęła w lipcu, daty zamknięcia projektu nie wyznacza. A wyniki swoich poszukiwań zaprezentuje w październiku na Festiwalu Nauki i Sztuki. Wtedy my też opowiemy – co znalazła. DSC_0003 środa, 13 kwietnia 2005

Podsumowanie Projekt trwa, pomimo zmiany przez mnie adresu. Dokumentacja fotograficzna Projektu: Hobolska została pokazana na wystawie wchodzącej w skład VI Festiwalu Nauki i Sztuki w Starym Browarze. Zostały podjęte prace archiwizacyjne. Trwa dokumentacja fotograficzna i opracowanie danych.

Nie udało mi się odnaleźć materiałów oryginalnego ,,Projektu Hobolska”, nie natrafiłem również na planowany ślad w terenie. A przecież oprócz zapisu w pamięci tych, którzy znali kiedyś tą okolicę można było pozostawić albo przywrócić nazwę dla ulicy, która dziś przebiega po śladzie ul. Hobolskiej przed deską na os. Tysiąclecia. Zanim ktoś powie, że na osiedlu ulice nie mogą mieć nazw, niech sprawdzi, jak nazywa się ulica na os. Piastowskim, przy której stoi do dziś pływalnia.

Niezwykle trafne zamierzenie jakim było przywrócenie sfery pamięci, zaginionej przestrzeni a także historii miejsca nie doczekało się chyba efektu. A szkoda, bo takie myślenie jest dzisiaj coraz mniej powszechne. Kiedy próbowałem zainteresować przeszłością okolicy nasze współczesne ,,władze terenu” zwane : ,,poznańskimi jednostkami pomocniczymi” lub potocznie ,,samorządami osiedlowymi” lub ,,radami osiedli” natrafiłem na beton. Pewnie to nic dziwnego na osiedlach z wielkiej płyty ale nawet w roku 2014 nie mogłem go skruszyć…

Kiedy ktoś pyta mnie dlaczego tak zaplanowano zabudowę Górnego Tarasu Rataj odpowiadam, że pewnie projektanci nie pofatygowali się sprawdzić, czy to teren pusty czy w dużej części zorganizowany i zamieszkany. Na pociechę odpowiadam, że dobrze, że nam jezioro zostawili w tym samym miejscu i przytaczam nieśmiertelną scenę z filmu http://www.wykop.pl/link/1286677/urbanistyczne-poprawki-dyrektora-d/

Na terenie kiedyś zajmowanym przez Chartowo, ktoś bezmyślnie ustanowił ,,Osiedle Chartowo” nie zauważając, że Chartowo zniknęło prawie doszczętnie właśnie przez powstanie ratajskich osiedli. Jak może istnieć OSIEDLE Chartowo i Żegrze skoro w ich skład wchodzą kolejne osiedla? To jak Bareja z roku 2014 i jego „procent zawartości cukru w cukrze”.

Pytanie na dziś ile osiedli może wejść w skład osiedla?

Czy to przejaw ignorancji, czy zwykłej nieznajomości tematu? Jak można było nazwać osiedle Starym Żegrzem skoro wybudowano je w miejscu wyburzonego Żegrza? To tak jak kiedyś centralne miejsce w dzielnicy NOWE Miasto zajmował Ostrów Tumski, najstarszy zaczątek miasta i naszej państwowości.

A tak przy okazji ilu z was wie, że Poznań nie składa się już z dzielnic tylko z tych śmiesznych, dyletanckich jednostek pomocniczych, oderwanych od rzeczywistości i marnotrawiących nasze pieniądze.

660px-Poznań_-_jednostki_pomocnicze_od_2011

Dlaczego marnotrawiących? Dam przykład z najbliższej okolicy. „Aleje spalinowe” (spacerowe), wybudowane wzdłuż Trasy Katowickiej powstały kiedy już było wiadomo, że cała okolica zostanie doszczętnie przebudowana.

  IMAG4692 - Kopia 3

IMAG6505

15.03.2015

Przy tej lokalnej logice zapłacimy jako mieszkańcy Poznania za tą „małą architekturę” podwójnie. Raz z budżetu osiedlowego, który Rada dostaje od miasta proporcjonalnie do liczby mieszkańców na jej terenie. Drugi raz zapłacimy w ramach inwestycji pod nazwą przebudowa estakady ul. Krzywoustego.

IMAG6510IMAG6511Nie neguję faktu istnienia dziś osiedli mieszkaniowych w ścisłym znaczeniu:

Osiedle mieszkaniowe – jednostka urbanistyczna charakteryzująca się ujednoliconą zabudową mieszkaniową, z uzupełnieniem w postaci infrastruktury usługowo-handlowej. Obiekty wewnątrz osiedla często połączone są siecią dróg wewnętrznych, przy jednoczesnym wydzieleniu dróg wyższych klas na zewnątrz. (Wikipedia).

Przyjąłem również fakt istnienia innych jednostek administracyjnych:

Osiedle – w administracji, w kontekście polskim: jednostka pomocnicza gminy (analogicznie do sołectwa lub dzielnicy). Status osiedla nadaje rada gminy na mocy uchwały. Organami osiedla są: ogólne zebranie mieszkańców lub rada osiedla (organ uchwałodawczy) oraz zarząd osiedla (organ wykonawczy), na czele którego stoi przewodniczący. (Wikipedia)

Tylko dlaczego łączyć te sprzeczne nazwy. Zarówno Żegrze, Chartowo, Rataje i wiele innych obszarów tej okolicy były wsiami i nigdy nie chciały mieć nic wspólnego z osiedlami. Zostawmy im choć tradycyjną nazwę skoro nie możemy przywrócić więcej.

Czy ktokolwiek używa nazwy ,,Osiedle Wilda”, albo ,,Sołectwo Gądki’? Czy nie prościej; Wilda i Gądki.

Tym bardziej, że te niby osiedla nie spełniają obydwu kryteriów.

Nie są to tylko sypialnie miasta ale również tereny przemysłowe, rzemieślnicze, prywatne grunty i inne zamierzenia.

Wracając do tematu historii próbowałem przekonać Przewodniczącego Rady Osiedla Chartowo Pana Wojciecha Chudego do upowszechniania na stronach Głosu Chartowa (wydawanego za nasze pieniądze) wiedzy o przeszłości tej okolicy. Jakoś inne jednostki są dumne ze swojej historii, szukają śladów przeszłości, dbają o nie i starają się aby pamięć o tym co było, nie zaginęła. Inne tak ale Chartowo nie jest zainteresowane. Jak napisał nasz przewodniczący: Witam, Dziękuję  za maila i przekazane informacje. Przekaże je kol. radnej Tyrakowskiej – redaktor naczelnej „Głosu Chartowa”. Trochę odmiennie patrzę na historię Chartowa, z innej perspektywy. Dla mnie, moich kolegów, sąsiadów to zawsze była dzielnica blokowisk. Pozdrawiam, Wojciech Chudy.

Spróbowałem bezpośrednio do Redaktor Naczelnej Głosu Chartowa a przy okazji członka Rady Osiedla Chartowo, członka Zarządu Osiedla, członka Komisji Informacji i Promocji, Komisji Oświaty oraz Kultury i Sportu.

… trafiłem jak kulą w płot. Jeszcze gorzej. Jaką historię upowszechniać, przecież tutaj nie ma przeszłości :W liście z 1o kwietnia br. do Wojtka Chudego wyraził Pan swój pogląd na temat historii Chartowa. Obecnie mieszka na nim około 27 tysięcy ludzi, mniej więcej od 35, 40 lat.  Mieszkańców stale przybywa bo powstają kolejne domy. „Głos Chartowa” właśnie dla nich jest przeznaczony. Nie mamy wpływu na to jak „mielą młyny historii”. Istniejemy w konkretnym  czasie i miejscu a od faktów i miejsca nie uciekniemy…

???  

Kogo my wybieramy na swoich przedstawicieli ? I to za nasze pieniądze:

Chartowo budżetPodsumowując powiem tak

. Wiele materiałów z przeszłości okolicy znajdziecie na Facebook.com/ratajanka a zamiast czytać Głos Chartowa, makulatury, która zaśmieca nasze skrzynki na listy, za którą płacicie, czytajcie za darmo  https://www.facebook.com/WIESCIZOKOLICY

Za zaoszczędzone pieniądze na jego wydawanie (14 000 zł w roku 2014) zażądajmy wybudowania  placów zabaw albo alejek spacerowych lub rowerowych, czy wybiegów dla psiaków.

Chociaż znając życie, pewnie włodarze dołożą te pieniądze do kolejnego remontu pomieszczeń dla swoich biurokratów za kolejne 100 000 zł.

Przy najbliższych wyborach do naszych władz samorządowych pamiętajcie KTO tutaj pracuje dla KOGO i JAK.

Ta ekipa już do końca za każde „po siedzenie” na Radzie, czy Zarządzie i tak dietę sobie weźmie.    

Kuba Ger 09.07.2014 r.

Opublikowano Bez kategorii | 3 Komentarze

Politechnika Poznańska wczoraj i jutro

Politechnika Poznańska wczoraj i jutro.

???????????????????????????????

  Początki wyższego szkolnictwa technicznego w Poznaniu sięgają roku 1919, kiedy to Naczelna Rada Ludowa powołała Państwową Wyższą Szkołę Budowy Maszyn. Regularne zajęcia z niewielką początkowo liczbą studentów rozpoczęły się 1 września tego roku. Niestety zanim doszło do pierwszego absolutorium obniżono status szkoły usuwając z jej nazwy przymiotnik „wyższa”. Natychmiast też rozpoczęły się starania o przywrócenie tej rangi. Ci, którzy zetknęli się kiedykolwiek z Politechniką wiedzą, że jej początki nie są wcale związane z „Ratajami” a z Wildą.

Obrazek

W roku 1921 w „Wiadomościach Technicznych” ukazał się „Memoriał w sprawie założenia politechniki w Poznaniu” zawierający uzasadnienie powołania takiej uczelni, propozycje realizacji planu dotyczące potrzebnego gruntu, gmachu, kosztów jego budowy, urządzeń i funkcjonowania uczelni. Starania odniosły sukces i działająca od roku 1919 Państwowa Wyższa Szkoła Budowy Maszyn otrzymała nazwę Państwowej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektrotechniki, a w roku 1930 została poszerzona o Wydział Elektryczny.

Obrazek

W takim kształcie Szkoła działała do wybuchu II wojny światowej, a jej mury opuściło 716. absolwentów.

Obrazek

Obrazek

 Na chwilę odejdźmy od historii Politechniki a zajmijmy się terenem, na którym później się ulokuje.

Obrazek

W tym czasie na terenie Berdychowa, Piotrowa i przy ul. św. Rocha, nie było jeszcze miejsca na uczelnię. Mimo, że pierwsze działania pozyskania gruntu na cele ogólne kosztem likwidacji obiektów militarnych rozpoczęto już w pierwszym dziesięcioleciu niepodległości.

Obrazek

Kronika Miasta Poznania. W okolicy mostu św. Rocha górował fort Raucha, będący częścią XIX wiecznych fortyfikacji twierdzy Poznań. Obrazek  Fort Raucha Fort bliźniaczy fortu Prittwitza. Element główny stanowiła trzykondygnacyjna redita, do której wjazd osłaniały dwie wieże. Wał fortu miał dwa czoła i dwa równoległe do siebie barki. Fort posiadał baterie moździerzy. Na drodze krytej w osi fortu zbudowano blokhauz połączony z fortem poterną pod fosą. Fosy strzegły dwukondygnacyjne kaponiery barkowe. Sama redita była dziełem samodzielnym, posiadała własną fosę i mogła się bronić nawet w przypadku zdobycia przez nieprzyjaciela. Obecnie po forcie nie ma śladu, został rozebrany po II WŚ a w jego miejscu powstały budynki Politechniki Poznańskiej. Tekst i część zdjęć z: http://www.poznan-posen.pl/index.html

Obrazek

Obrazek

 Wcześniej, na przełomie roku 1919 i 1920 przemianowano fortyfikacje, część z nich była nazwami używanymi w języku polskim w zaborze pruskim: Fort Rauch → Fort św. Rocha

Obrazek

Obrazek

 Już 27 stycznia 1921 Ministerstwo Spraw Wojskowych skierowało przebywających na bezrobociu, zdemobilizowanych żołnierzy do rozbiórki Reduty św. Rocha i Reformatów, z których miały pozostać jedynie kamienne fundamenty skarp, przygotowane do ewentualnego montażu kraty fortecznej.

Obrazek

W latach 1926-1927 – zniwelowano wały dawnej Reduty św. Rocha, która zgodnie z rozkazem dowódcy Obrony Kraju z 21 lipca 1923 została przemianowana na Fort lek. dyw. Karola Marcinkowskiego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

 W roku 1937 ministerstwo formalnie wyraziło zgodę na powstanie w Poznaniu politechniki, ale II Wojna Światowa faktycznie przekreśliła te plany.

148988759_5305857992787818_4128449056170957801_n

Obrazek

Ul. Kórnicka w roku 1950. Po prawej stronie kościół św. Rocha, po lewej Politechnika …. będzie.

Obrazek

 Po zakończeniu II wojny działalność Szkoły reaktywowano już w roku 1945 przekształcają ją w Szkołę Inżynierską. Równocześnie kontynuowano jednak starania o ustanowienie w Poznaniu pełnoprawnej akademickiej uczelni technicznej. W tym celu zawiązał się Komitet Organizacyjny Politechniki Poznańskiej, sformułowano odpowiedni memoriał i opracowano plan działania. Niestety, niedostatek samodzielnej kadry naukowo-dydaktycznej, stan pomieszczeń i brak zaplecza laboratoryjnego pozwoliły jedynie na powołanie Szkoły Inżynierskiej – wyższej szkoły zawodowej, uczelni nieakademickiej z wydziałami: Budowy Maszyn, Elektrycznym, Budownictwa. W takim kształcie działalność Szkoły prowadzono do połowy lat 50-tych XX wieku. W 1953 r. na nowym terenie przy ul. Piotrowo powstał budynek Wydziału Budownictwa.

okolice Piotrowa (budowa gmachu Wydziału Mechanicznego 1964-1968)

We wrześniu 1953 r. powołano Wydział Mechanizacji Rolnictwa. Na uczelni panował bardzo dobry klimat, powszechnie doceniano możliwość kształcenia się w języku polskim, a studenci z dumą nosili swoje bordowe czapki z niebieskim otokiem.

Obrazek

 Budynek dzisiejszego Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska Politechniki Poznańskiej i jego dziewicze otoczenie w połowie lat 50-tych XX wieku i w latach 1968 – 1970.  Pod koniec lat 60-tych i na początku lat 70-tych za tym budynkiem powstały kolejno dwa Budynki Wydziałów (od lewej): Budowy Maszyn i Zarządzania, Elektrycznego oraz Budownictwa i Inżynierii Środowiska. Fot. Archiwum Biura Rektora.

 Obrazek

Przełomowym okazał się rok 1955 kiedy Szkoła Inżynierska w Poznaniu zarządzeniem Ministra Szkolnictwa Wyższego została przekształcona w Politechnikę Poznańską. Ogromną radość przeżywało całe, nie tylko związane z nauką, środowisko Poznania. Faktycznie był to jednak dopiero początek starań by nadać tej instytucji rangę odpowiadającą nazwie. Przygotowano nową strukturę organizacyjną, zgodnie z którą Politechnika przejęła cztery wydziały z istniejących już w Szkole Inżynierskiej oraz wszystkie jednostki międzywydziałowe. Zasadniczą zmianą w strukturze było wprowadzenie w roku 1970 systemu instytutowego: w miejsce dawnych katedr przy każdym wydziale utworzono dwa lub trzy instytuty. W 1968 r. powstał Wydział Chemiczny (obecnie Technologii Chemicznej), w roku 1997 Wydział Fizyki Technicznej, w roku 1999 Wydział Architektury, w roku 2001 Wydział Informatyki i Zarządzania, a w roku 2006 Wydział Elektroniki i Telekomunikacji.

 Obrazek

1866, Szkoła Realna (Realschule) rok po powstaniu i obecnie (2011 r.) Wydział Informatyki i Zarządzania Politechniki Poznańskiej. ul. Strzelecka w Poznaniu.

 Obrazek

Kampus Nieszawska. Budynek Wydziału Fizyki Technicznej. Fot. Archiwum biura Rektora, 2005 Współcześnie Politechnika Poznańska jest dziewięciowydziałową szkołą wyższą, kształcącą prawie dwadzieścia tysięcy studentów na 24. kierunkach. Na Uczelni pracuje ponad tysiącosobowa kadra nauczycieli akademickich.

 2011. 1

Politechnika Poznańska prowadzi szeroko rozwinięte prace naukowo-badawcze i zajęcia dydaktyczne na 24. kierunkach studiów stacjonarnych pierwszego i drugiego stopnia oraz na 14. kierunkach studiów niestacjonarnych I stopnia i 12. drugiego stopnia. 2011 Od roku akademickiego 2006/2007 Politechnika Poznańska prowadzi również dotychczasowe studia doktoranckie jako studia III stopnia. centrum dydaktyczne wydziału technologii chemicznej Przyszłe (być może) centrum dydaktyczne wydziału technologii chemicznej. W roku 2000 odbył się Pierwszy Powszechny Zjazd Absolwentów Politechniki Poznańskiej, a w roku 2004 Uczelnia obchodziła 85-tą rocznicę powstania. Wiadomości o historii Politechniki pochodzą ze strony: http://www.put.poznan.pl/uczelnia/historia.

A teraz dawne plany, szkice, projekty i realizacje mające wpisać nowe obiekty Politechniki w ten region  Poznania według wizji Pana Mariana Fikusa.

Opisane w kolejnym tomie Kroniki Miasta Poznania pt. WARTA. Ja tego procesu myślowego i twórczego nie podejmuję się opisywać ani oceniać. Krytyków oraz laików odsyłam do ww. książki.

1 szkic1 szkic

2 szkicPierwsze konkrety z nawiązaniem do panoramy miasta.

3 szkicPierwsze nawiązanie do rzeki.

realizacja

Pierwsze efekty.

marzenia

Ostatnie marzenia: Kampus Politechniki Poznańskiej WARTA jako synergiczny zwornik łączący przeszło tysiącletnią historię (Ostrowa Tumskiego) z teraźniejszością i przyszłością…

Trochę ostatnich wieści, które być może ucieszą nie tylko studentów architektury. z5669062QWładze miasta składają, na razie nieformalną, propozycję Politechnice Poznańskiej by Stara Gazownia stała się nową siedzibą Wydziału Architektury. – Wydaje się, że pomysł na Wydział Architektury w tym miejscu jest warty rozważenia – mówi zastępca prezydenta Mirosław Kruszyński.

Politechnika podchodzi ostrożnie do tej koncepcji, jednak nie mówi nie. Jej kanclerz dr hab. Janusz Napierała, który odpowiada za inwestycje, mówi: – w tej chwili szukamy miejsca dla Wydziału Architektury. Każdą propozycję którą otrzymamy w tej sprawie rozważymy, póki co żadnych konkretów jeszcze nie ma – dodaje. Obecnie architekci kształcą się daleko od kampusu Politechniki na Piotrowie, w socrealistycznym wieżowcu przy ul. Nieszawskiej.

Lokalizacja w gazowni jest jednak kusząca – muszą być najpierw wyjaśnione kwestie własnościowe tego terenu -zaznacza kanclerz Napierała – cały pomysł trzeba by przeanalizować wieloaspektowo, no i znaleźć środki na tę ewentualną inwestycję – dodaje. Taki pomysł podoba się również Grzegorzowi Ganowiczowi, przewodniczącemu Rady Miasta – to jest dobry pomysł i dla tego miejsca i dla Politechniki, która miała by blisko do swojego kampusu, bo tylko przez Most Rocha, a w przyszłości przez mający powstać Most Berdychowski. 23348  Kto jest za ?

Kuba Ger 26.06.2014 r.

  Dzisiaj sam odpowiem na to pytanie.

Jak to będzie ?

Zbudujemy Most Berdychowski !

Politechnika otrzyma stację filtrów, której już dziś nie chce Aquanet,

ale:

– most będzie się zaczynał na terenie Politechniki i nikt oprócz studentów i pracowników naukowych nie będzie mógł z niego korzystać.

– na drugim brzegu Warty nowy właściciel Starej i Nowej Gazowni firma Gazprom (dawniej PGNiG) przez kolejne 60 lat, dalej nie odda ulicy Ewangelickiej i budynków dawnej gazowni.

– kolejny poznański obiekt będzie ELITARNY (jak Most Teatralny, Starołęcko-Dębiński, Jordana i wiele innych ulic i placów).

Piszę to na tej stronie bo mam nadzieję, że następny miejski inżynier ruchu ukończy tę Politechnikę i będzie architektem/artystą ruchu na miarę Jana Gehla, który już 50 lat temu wiedział jak „odzyskać miasto” dla ludzi podczas gdy my nadal zastanawiamy się czy odzyskać Wartę dla miasta.

Jak to możliwe, że kiedyś Poznań był piękny i mądrze zarządzany?

Opublikowano Bez kategorii | 1 komentarz

Najbogatsza firma w okolicy ?

Najbogatsza firma w okolicy ?

Najbogatsza ? a może tylko najbardziej pazerna ?

Do zainteresowania się tą firmą skłonił mnie tekst w Gazecie Wyborczej.

„…Blisko 20 mln zł domaga się od miasta kościelna spółka za bezumowne korzystanie z działek na Ratajach – dowiedziała się „Wyborcza”. Miasto płacić nie chce.

Obrazek

Trasa tramwajowa na Rataje biegnie przez cztery działki należące do Drukarni i Księgarni św. Wojciecha .To spółka znana z wydawania „Przewodnika Katolickiego”. Jej właścicielem jest poznańska kuria.
Miasto informowało wtedy, że prowadzi z drukarnią rozmowy o wymianie nieruchomości. A ks. Paweł Deskur, prezes kościelnej spółki, deklarował: – Nikt nie zamierza stawiać tu tabliczek „Teren prywatny” i blokować torów. Musimy zabezpieczyć interes księgarni, ale nie kosztem interesu mieszkańców.

ObrazekStawka rozmów jest jednak większa. „Wyborcza” dowiedziała się, że drukarnia już pod koniec 2012 r. zażądała od miasta zapłaty blisko 20 mln zł. Powód? Miasto korzysta z kościelnych działek bez umowy, a za to właścicielowi należy się wynagrodzenie.
Urząd Miasta potwierdził informacje i przekazał, że chodzi w sumie o 15 działek. Większość położona jest w pobliżu skrzyżowania ul. Inflanckiej i Piaśnickiej, obejmuje nie tylko fragment trasy tramwajowej,

Obrazek

Obrazek

 ale też utworzony dwa lata temu rezerwat traszek.

Obrazek

 Pozostałe działki położone są niedaleko ul. Milczańskiej.

Obrazek

Obrazek

Zgodnie z prawem właściciel może domagać się wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z nieruchomości do 15 lat wstecz. Ani miasto, ani kościelna spółka nie odpowiedziały jednak, jakiego okresu dotyczy żądanie zapłaty.
Drukarnia i Księgarnia św. Wojciecha proponowała miastu zawarcie ugody, ale urzędnicy propozycję odrzucili. Powód? Mają nadzieję, że uda się jeszcze zakwestionować prawa kościelnej spółki do części działek.
Grunty należące do drukarni znacjonalizowano po wojnie. Po upadku PRL ich właścicielem stało się miasto. Kościelna spółka doprowadziła jednak do uchylenia decyzji komunistycznych władz. Sądy potwierdziły, że działki znacjonalizowano z naruszeniem prawa.
W przypadku części działek urzędnicy chwycili się tego, że prawomocnie nie zostały jeszcze uchylone decyzje przekazujące te działki miastu po upadku PRL. Tyle że nie ma to wpływu na treść ksiąg wieczystych, w których właścicielem działek jest Drukarnia i Księgarnia św. Wojciecha.
Miasto o tym wie, a jego dług z tytułu bezumownego korzystania z nieruchomości rośnie z każdym dniem. W podobnej sprawie poznańska kuria wygrała niedawno z Ministerstwem Kultury. Ma dostać 5 mln zł, bo prowadzona przez ministerstwo szkoła baletowa bez umowy zajmuje kościelny budynek.

Drukarnia mogłaby zażądać zapłaty blisko 20 mln zł w sądzie, ale na razie się na to nie zdecydowała. Jej prezes Paweł Deskur wyjaśnił „Wyborczej”, że wstrzymuje się z pozwem, bo ma nadzieję na polubowne rozwiązanie sprawy. Ale przyznał też, że na razie żadnej propozycji od miasta nie otrzymał, bo urzędnicy zasugerowali odłożenie rozmów o pieniądzach na dalszy plan.
„Uważamy, że rozmowy z miastem powinny ulec radykalnemu przyspieszeniu” – napisał Deskur w mailu do „Wyborczej”. I dodał: „My nie upieramy się, że odszkodowania mają być wypłacane w pieniądzu. Dopuszczamy możliwość rozliczeń w nieruchomościach”.
Przed rokiem urzędnicy zapowiadali, że zaproponują drukarni zamianę działek na miejskie grunty. Miało chodzić o ziemię pod budowę kościołów na Dębcu i Łacinie. W zamian drukarnia miałaby się zrzec roszczeń za bezumowne korzystanie z jej działek przez miasto. Do porozumienia nie doszło….”

http://m.poznan.gazeta.pl/poznan/1,106517,15567155,Kosciol_chce_od_miasta_20_milionow_za_korzystanie.html

Tyle za Gazetą, teraz trochę historii.

Spór pomiędzy Miastem Poznań a Spółką i Drukarnią Św. Wojciech Sp. z o. o. toczy się od dawna. Dotyczy dawnej fabryki papieru i jej otoczenia. Na podstawie aktu notarialnego z 13.04.1978 r. wynika, że doszło do umowy sprzedaży w trybie ustawy z dnia 1958 roku i nieruchomość została wywłaszczona pod budowę osiedli na Górny Taras Rataj.

Obrazek

 Czy rzeczywiście transakcja ta doszła do skutku czy nie? Drukarnię w sporze reprezentowała adwokat Arlena Matuszewska-Pukańska a rozstrzygał Starosta Poznański. Skierował do oceny przedmiotową sprawę do Dyrektora Zarządu Geodezji i Katastru Miejskiego GEOPOZ. Dyrektor ten przekazał sprawę Wojewodzie Wielkopolskiemu. Wojewoda z kolei wyznaczył, że to Starosta jest organem właściwym do oceny sprawy i wydania decyzji.

I tak piłeczka krąży a miliony się naliczają.

Trzeba wrócić do początku sprawy, która zaczyna się w roku 1949, kiedy to Minister Przemysłu lekkiego w porozumieniu z Przewodniczącym Komisji Planowania Gospodarczego podjęli decyzję o przejęciu na własność Państwa części przedsiębiorstwa pn. Drukarnia i Fabryka Papieru „Malta” – w zakresie Fabryki Papieru Malta.

Przejęcie na własność Państwa nastąpiło w oparciu o przepisy ustawy z 1946 roku o przejęciu na własność Państwa podstawowych gałęzi gospodarki narodowej – nacjonalizacja przemysłu.

Obrazek

 Ustawa z roku 1997 o gospodarce nieruchomościami przewiduje możliwość zwrotu nieruchomości wywłaszczonych – jeżeli stała się ona zbędna na cel określony w decyzji o wywłaszczeniu.

Co prawda Minister Gospodarki w roku 2007 stwierdził nieważność orzeczenia z roku 1949 o przejęciu na własność Państwa Fabryki Papieru „Malta”.

Nie stanowi to powodu do zwrotu wywłaszczonej nieruchomości – ponieważ, została ona nabyta przez Skarb Państwa w roku 1978 i ma to odzwierciedlenie w konkretnym akcie notarialnym.

Oznacza, to że w roku 2007 nieruchomość ta była już własnością Skarbu Państwa z przeznaczeniem na budowę osiedli na Górnym Tarasie Rataj.

Logicznie każdemu trudno byłoby uznać, że skoro na tych gruntach jest dzisiaj tramwaj, park, rezerwat przyrody, chodnik itp. infrastruktura osiedlowa – to jest to teren zbędny w zakresie decyzji o wywłaszczeniu, ale od czego są sądy. Wszystko można pogmatwać.

Spór ma  swoje jedynie  biurokratyczne uzasadnienie, ponieważ w momencie dokonywania wywłaszczenia Fabryki Papieru urzędnicy nie dopilnowali, żeby każdej działce przypisanej do wywłaszczonej fabryki wpisać w księgach wieczystych nowego właściciela – Skarb Państwa. Tym samym w wielu z nich nadal figuruje Drukarnia i Księgarnia Św. Wojciecha i to stanowi podstawę do kwestionowania przejęcia własności.

Tak naprawdę grunty te przez wszystkie lata były użytkowane przez pracowników fabryki i gdyby ktokolwiek przypuszczał (albo sprawdził), że ich właścicielem nie jest skarb państwa to dawno działki te mogły przejść na własność osób które przez kilkadziesiąt lat je uprawiali,  byli w rzeczywistości ich posiadaczami i użytkownikami i mogli je przejąć w trybie zasiedzenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czego ludzie nie zrobili a urzędnicy nie dopilnowali skrzętnie wykorzystuje „strona kościelna”. I nie oszukujmy się, że wystawienie na linię sporu Księgarni i Drukarni św. Wojciecha ma na celu jakiś zbożny cel a nie tylko odsunięcie bezpośredniej odpowiedzialności za pazerność najwyższych władz kościelnych. Jak sama pisze na swoich stronach:

„…Z radością przyjęliśmy fakt, iż Ksiądz Arcybiskup Stanisław Gądecki, nasz Arcypasterz sprawujący także pieczę nad Drukarnią i Księgarnią Św. Wojciecha, został wybrany przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Księdzu Arcybiskupowi życzymy, aby prowadził  go nadal Duch Święty obdarzając siłami przy pełnieniu służby dla Kościoła w Polsce…”

a o sobie:

„… Mam przyjemność powitać Państwa na stronach internetowych Drukarni i Księgarni Św. Wojciecha w Poznaniu. Od ponad 100 lat jesteśmy obecni na rynku wydawniczym, drukarskim i księgarskim działając w służbie Kościoła dla dobra społeczeństwa. W tym czasie zdobyliśmy opinię solidnego kontrahenta, kierującego się w działalności biznesowej zasadami katolickiej nauki społecznej. Mamy nadzieję, że po nawiązaniu z nami współpracy będziecie Państwo mogli tę opinię potwierdzić.
Z wyrazami szacunku ks. prałat dr Paweł Deskur Prezes Zarządu”.

Jakieś dziwne to spojrzenie na dobro społeczeństwa i zasady katolickiej nauki społecznej – i to nie tylko w odniesieniu do mieszkańców GT Rataj ale wszystkich mieszkańców Poznania.

Warto w tym miejscu podkreślić, że gdyby te tereny były stricte kościelne wówczas decyduje o nich hierarchia kościelna. Tutaj mamy do czynienia ze Spółką prawa handlowego – Spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. I to bardzo ograniczoną, bo spółka taka za swoje zobowiązania odpowiada tylko do wysokości kapitału zakładowego a kapitał zakładowy Księgarni i Drukarni św. Wojciecha wynosi tylko: „…Wysokość kapitału zakładowego:
200.000,00 zł wg Sąd Rejonowy Poznań – Nowe Miasto i Wilda VIII Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego KRS 0000095729 NIP 778-00-21-204…”

Warto zatem upowszechnić nazwiska osób, które domagają się od każdego z nas wielomilionowych odszkodowań za chodzenie po okolicach os. Tysiąclecia  i Lecha nawet jeżeli to tylko dobrze opłacani figuranci.

Nazwisko i imię: Funkcja lub stanowisko:
Lemańska, Janina Maria Członek Rady Nadzorczej
Skorupka Halina Elżbieta Prokurent
Kleeberg Piotr Franciszek Członek Zarządu
Heydel Maciej Tadeusz Członek Rady Nadzorczej
Krzywania, Barbara Kazimiera Członek Rady Nadzorczej
Nowak Henryk Członek Rady Nadzorczej
Kociński Kazimierz Członek Rady Nadzorczej
Deskur Paweł Kazimierz Prezes Zarządu

Ile z tych pieniędzy (miejmy nadzieję, że dużo mniejszych) pójdzie na pensje dla tych wybrańców a ile na zbożne cele?

Nie ma obawy, Wy, którzy tam pracujecie nic z tego nie zobaczycie, a wiem, że praca tam ciężka i zarobki niewielkie.

Jak pisze na swoich stronach internetowych Księgarnia: „… Misją spółki jest katolicka działalność naukowa, oświatowa i dobroczynna realizowana poprzez prowadzenie wydawnictwa książkowego, pięciu redakcji czasopism, księgarni oraz drukarni…”

No, pomyślałem, to nie liczmy im tych pieniędzy, skoro mają misję. Poszedłem do Księgarni zapoznać się z tą dobroczynnością, bo mój egzemplarz Pisma Świętego wygląda już jakoś nieszczególnie. Patrzę na półkach i szok:

Obrazek

Gdzie ta misja?

Dziś, kiedy w większości hoteli na cywilizowanym świecie biblia jest na wyposażeniu każdego pokoju

DSC_0291 (3)

i nikt nie ściga, gdy się ktoś zaczyta i zabierze ze sobą jak długopis, czy popielniczkę, księgarnia dyktuje ceny nieosiągalne dla przeciętnego zainteresowanego.

Niestety na tym nie koniec, chyba wszyscy pamiętamy, że musimy Księgarni oddać jeszcze część jeziora i inne tereny nad Maltą. Między innymi te w okolicach os. Tysiąclecia i Lecha:

Obrazek

 Dlatego właśnie nie remontuje się schodów, do przystanku tramwajowego dla mieszkańców os. Lecha – bo ani Spółdzielnia Mieszkaniowa ani Zarząd Dróg nie mogą inwestować na cudzym gruncie.

Obrazek

ul. Inflancka

Obrazek

 ul. Baraniaka

Obrazek

 Warto zatem przed wyjściem na spacer z psem albo przed zaparkowaniem samochodu w okolicy zapoznać się z mapą własności gruntów, żeby kolejnych lat nie spędzić w sądach na walce o obniżenie rachunku za bezumowne korzystanie z cudzej własności. Proponuję rozejrzeć się zawsze dookoła czy nie skrada się któryś z nich:

Obrazek

A teraz próba odpowiedzi na pytanie, czy to firma najbogatsza = produktywna, czy tylko najbardziej pazerna. Zajrzyjmy do bilansu (niestety ostatni dostępny jest za rok 2011).

Obrazek

 Wynika z niego, że na koniec roku 2011 Spółka dysponowała wartościami ( w tym gotówką w kwocie 1.196.882 zł)   za 73 miliony 637 tysięcy 148 złotych. W porównaniu do roku poprzedniego przybyło 31 139 285,12 zł.

Ze sprzedaży produktów towarów i materiałów o wartości 21 milionów Spółka wykazała przychód jedynie w wysokości 394 269,41 zł.

Obrazek

 Główne źródło swoich przychodów znalazła w poszukiwaniu gruntów.

Obrazek

 Hmm, jakieś dziwnie ekonomiczne sformułowanie ta „wartość godziwa” – ciekawe dla kogo?

Wzrost wartości kapitału spółki z tytułu aktualizacji wyceny w porównaniu do roku poprzedniego (pamiętajmy 4 lata temu) wyniósł 29 milionów 377 tysięcy 710 złotych.

Obrazek

 Ale tacy pożyją:

ObrazekI to całkiem nieźle, skoro na siebie nie żałują:

Obrazek

A teraz małe pytanie dla fachowców. Chociaż podobno w Polsce sami fachowcy. Każdy jest lekarzem i ekonomistą.Jak to jest z tym zwolnieniem podatkowym? Kluczowy biegły rewident Urszula Piszczorowicz zatwierdzająca bilans i wprowadzenie do sprawozdania finansowego które analizujemy nie ma do tych wszystkich kwot i obliczeń żadnych zastrzeżeń. A my? Czy rzeczywiście Spółka jest zwolniona przedmiotowo z podatku dochodowego? Cytowana przez kierownictwo Spółki ustawa o podatku dochodowym mówi w tym temacie tak:

dochody

Nie podejmę się oceny czy pomnażanie kapitału na operacjach gruntami nie jest gospodarczą działalnością, która podlega opodatkowaniu. Albo czy te gruntowe spekulacje mieszczą się w celach: „kultu religijnego, oświatowo-wychowawczych, naukowych, kulturalnych, charytatywno-opiekuńczych oraz na konserwację zabytków…”, które z podatku są zwolnione….

Tak przy okazji ciekawe ile ten pałac kosztował? Sprawdzimy bilans (za kilka lat ) –

jak nam pokażą.

Obrazek

No i po co nam było urządzać się na cudzym gruncie? Nie lepiej było żądać jego uporządkowania na koszt właściciela?

Obrazek

Pilnowanie traszek byłoby bardziej społecznie pożyteczną „misją”.

ObrazekObrazek

A może chociaż tym razem poznamy odpowiedzialnego za ten urzędniczy bałagan.

Kuba Ger                                                                                           13.06.2014 r.

09.03.2015 r.

Wszystkich tych, których zainteresowała historia pazerności oraz tych, którzy zadali sobie pytanie o sprzeczność pomiędzy celami, intencjami a realizacjami a szczególnie tych szukających odpowiedzi: o co w tym wszystkim chodzi? (a jak nie wiadomo, o co chodzi to zawsze chodzi o pieniądze) odsyłam do artykułu:

http://wyborcza.pl/duzyformat/1,144021,17516488,Umarl_biedny_ksiadz__Zostawil_zloto_i_miliony.html

…Chcąc nauczyć Księdza Kazimierza Królaka pokory, abp Jerzy Stroba przeniósł go na plebanię św. Jana Jerozolimskiego nad jeziorem Malta w Poznaniu. To jedna z najstarszych świątyń w Polsce, założona w XII wieku, związana z zakonem kawalerów maltańskich, których mottem jest pomoc biednym i ubogim.

Takie pozory ksiądz stwarzał, jadał obiady w domu pomocy społecznej, jeździł starym autem, rodzinie obiecał drobny spadek. Gdy po jego śmierci otworzono kasę pancerną plebanii – zabłyszczały złote sztaby.

(… To on pierwszy po upadku PRL odkrył jednak bogactwo ukryte w parafii. G r u n t y.  I znalazł „godnych” naśladowców….)

…Do parafii trafia nowy proboszcz ks. Paweł Deskur. Przerzuca dokumenty, znajduje korespondencję z bankami, w której się łatwo pogubić. Układa papiery na kupki, wedle banków i funduszy inwestycyjnych: w dwóch bankach blisko 2,5 mln złotych, a jeszcze ponad 2 mln w funduszach….

…Wkrótce odnalazł się drugi klucz do sejfu. Bo wewnątrz były małe drzwiczki, zamknięte, gdy otwierano sejf. Deskur asystował przy drugim otwarciu, znów z rodziną księdza. Były tam koperty z napisami „ofiary z kolędy” albo „intencje mszalne”, ale i prywatny krzyż maltański. I sporo złota: pierścień, dwa klasery ze złotymi monetami, monety z papieżami, złote ruble, łańcuch, bransoletka, trzy zegarki, spinki do mankietów, pierścionek z kamieniem, pięć sygnetów, trzy kamienie szlachetne, łańcuszki, kolczyki, obrączka, medalik z Matką Boską. Wartość tego biegły oszacuje później na blisko 200 tys. zł….

Tym razem bez komentarza

KG

17.07.2015

Dziś pojawił się oficjalnie RAPORT SPRAWY POMIĘDZY MIASTEM POZNAŃ A KOŚCIOŁEM RZYMSKOKATOLICKIM -po jego lekturze przestałem wierzyć w cokolwiek.

W tym kraju okazuje się, że nic nie jest pewne. Zawsze można trafić na KOGOŚ, KTO ponad prawem potrafi odwrócić zapisy historii.

SZKODA TYLKO, ŻE TO DZIAŁA TYLKO W JEDNĄ STRONĘ.

Jeżeli nie chcecie się zmienić na gorsze i swoje postrzeganie „rzeczywistości” to nie czytajcie. Ale jest to jednak dalszy ciąg Historii Księgarni i Drukarni Św. Wojciecha. (choć tak na prawdę to już od dawna nie jest ona drukarnią świętych książek tylko DRUKARNIĄ  M A M O N Y)        http://poznan.wyborcza.pl/poznan/1,36001,6841054,Zamykaja_Drukarnie_sw__Wojciecha.html?ssoSessionId=ae7b67967d68bff9be99a009e2edb60331c7cd9ccf0afa66d68dc437c1f147bc

Raport sprawy pomiędzy Miastem Poznań a Kościołem Rzymskokatolickim

24.09.2015

Dziś „Arcybiskup pisze do prezydenta: ‚archidiecezja domaga się jedynie zwrotu tego, co zostało jej ukradzione” …

http://epoznan.pl/news-news-61267-Arcybiskup_pisze_do_prezydenta_archidiecezja_domaga_sie_jedynie_zwrotu_tego,_co_zostalo_jej_ukradzione

Przeczytajcie, bo naprawdę warto. Tylko czytajcie dokładnie bo zostaniecie omamieni  ukrytym tam  jadem i nie zauważycie oczywistego fałszu i  demagogi. zalacznik

Wiedząc już wszystko to co zostało opisane wcześniej w tej historii jak to się ma do ich spojrzenia:

ZAŁĄCZNIK DO PISMA ARCYBISKUPA POZNAŃSKIEGO

Z DNIA 24 WRZEŚNIA 2015 ROKU N. 5215/2015

2. Archidiecezja nie podejmuje jakichkolwiek działań prawnych w sferze majątkowej w celu zaspokajania potrzeb materialnych hierarchii kościelnej oraz duchowieństwa. Tego rodzaju działania były by zresztą niezgodne z Kodeksem Prawa Kanonicznego, który nie dopuszcza możliwości łączenia majątku stanowiącego własność Kościoła z majątkiem prywatnym księży i biskupów. Odzyskiwane na drodze prawnej nieruchomości nie służą poprawianiu warunków bytowych duchowieństwa, lecz służą działalności Kościoła jako wspólnoty wiernych…

Przepraszam, czegoś nie rozumiem, skąd bierze się ten „majątek prywatny księży i biskupów” ???

z pensji za lekcję religii w szkole?

a może jak w tym sejfie Parafii św. Jana to „ofiary z kolędy” i „intencje mszalne”….

A z drugiej strony wracając do (już nie)Drukarni i Księgarni Św. Wojciecha która w sprawozdaniu finansowym pisze, że „jest zwolniona przedmiotowo z podatku dochodowego” na podstawie Ustawy z dnia 15 lutego 1992 r. o podatku dochodowym od osób prawnych: Art. 17. 1. Wolne od podatku są:

4a) dochody kościelnych osób prawnych:
a) z niegospodarczej działalności statutowej; w tym zakresie kościelne osoby prawne nie mają obowiązku prowadzenia dokumentacji wymaganej przez przepisy Ordynacji podatkowej,
b) z pozostałej działalności – w części przeznaczonej na cele: kultu religijnego, oświatowo-wychowawcze, naukowe, kulturalne, charytatywno-opiekuńcze oraz na konserwację zabytków, prowadzenie punktów katechetycznych, inwestycje sakralne w zakresie: budowy, rozbudowy i odbudowy kościołów oraz kaplic, adaptację innych budynków na cele sakralne, a także innych inwestycji przeznaczonych na punkty katechetyczne i zakłady charytatywno-opiekuńcze;
4b) dochody spółek, których jedynymi udziałowcami (akcjonariuszami) są kościelne osoby prawne – w części przeznaczonej na cele wymienione w pkt 4a lit. b;

Dziś czarno na białym,  http://www.archpoznan.pl/pdf/zalacznik.pdf

Drukarnia

a raczej czarno na zielonym napisano:

…Należy podkreślić, iż DiKŚW w ramach swojej ponad 120 letniej historii jest i zawsze była spółką prawa handlowego, prowadzącą działalność gospodarczą, zatrudniającą obecnie ponad 100 pracowników na umowach o pracę. Tym samym Zarząd Spółki ma precyzyjnie zdefiniowane obowiązki, a w szczególności nie może działać na szkodę spółki….

CZYLI JAK JEST  Z TYM ZWOLNIENIEM PODATKOWYM OD DOCHODÓW GOSPODARCZYCH ?

DLACZEGO TAK BOGATA FIRMA UWAŻA, ŻE MOŻE NIE PŁACIĆ PODATKU DOCHODOWEGO?

I JESZCZE TYLE HAŁASU, ŻE MUSZĄ SIĘ Z VAT – u  ROZLICZAĆ.

NO TO JAK JEST Z TĄ UCZCIWOŚCIĄ I „ZASADAMI KATOLICKIEJ NAUKI SPOŁECZNEJ” ?

TO MOŻE JEDNAK KORZYSTAJĄC Z DOBRYCH WZORCÓW COFNIJMY SIĘ KILKA LAT WSTECZ (MOŻE NAWET 120) I WYEGZEKWUJMY ZALEGŁE PODATKI OD TEJ ODERWANEJ OD RZECZYWISTOŚCI SPÓŁKI PRAWA HANDLOWEGO.

JEŻELI NIE NA PODSTAWIE POLSKICH PRZEPISÓW PODATKOWYCH TO MOŻE ZGODNIE Z KODEKSEM PRAWA KANONICZNEGO.

02.10.2015 I kolejne szczegóły w historii:

http://l.facebook.com/l/YAQFJ3QhsAQEqB9ZFOyzGt-lMATF9wvjzs4agl-qV-wXKtg/www.gloswielkopolski.pl/artykul/8957158,rozmowa-z-ks-tomaszem-siuda-na-czym-zalezy-drukarni-sw-wojciecha,1,id,t,sa.html

BARDZO DUŻO OSÓB PRZECZYTAŁO TEN TEKST, TYLKO KILKA SKOMENTOWAŁO LUB UZUPEŁNIŁO

MOŻE ZNAJDZIE SIĘ KTOŚ, KTO ZROBI Z NIEGO UŻYTEK ? ? ?

Opublikowano Bez kategorii | 5 Komentarzy

Most Starołęcko – Dębiński 1874 – 2014

Most Starołęcko – Dębiński

Kiedy trafiłem do naszych sąsiadów w Starołęce i chodząc po moście szukałem śladów młyna, Ktoś powiedział Tomaszowi Facebook.com/ratajanka , (kiedy historyjka się ukazała), że skoro już tam byłem powinienem zainteresować się samym mostem bo jest bardziej ciekawy od młyna…

Cóż, o gustach się nie dyskutuje i mam tylko nadzieję, że ten Ktoś jest miłośnikiem kolejnictwa lub inżynierem a nie niezrealizowanym militarystą.

Rzeczywiście warto było pozostać u sąsiadów trochę dłużej i zapoznać się z mostem bliżej i poznać jego historię. Spotkałem go już trochę wcześniej i to od „niedyskretnej strony” – bo od spodu.

Obrazek

Nie czuję się na siłach drobiazgowo omawiać jego historię, bo ma ona bardzo wielu znawców potrafiących toczyć długie dysputy o każdy jego dzień i metr ale trochę prostych informacji przyda się każdemu.

Kratownicowy most kolejowy przez Wartę łączący Dębinę ze Starołęką stanowił wyjątkowo cenny i ciekawy przykład sztuki inżynierskiej. Postawiono go w latach 1874 – 75, w czasie budowy linii kolejowej łączącej Poznań z Kluczborkiem w pobliżu zewnętrznego pierścienia fortów modernizowanej poznańskiej twierdzy, przez co jego przyczółki uzyskały charakter obronny. Wyposażono je w jednokondygnacyjne ceglane blokhauzy obronne, ze strzelnicami dla broni ręcznej. Powstały one na planie prostokąta o wymiarach 6 x 9 m z zaokrąglonym bokiem od strony potencjalnego ataku przeciwnika. Z przodu oraz boków umieszczono otwory szerokich strzelnic, również dwa mniejsze od strony wejścia. Dostępu na most blokowały stalowe bramy osadzone między murami osłonowymi, blokhauzem a ceglanymi ośmiobocznymi słupami.

ObrazekJak podaje literatura:

– 3 czerwca 1875 roku montaż konstrukcji stalowej prowadzony pod kierownictwem inżyniera Krempe z „Dolnośląskiego Zakładu Fabrykacji Machin” był już prawie na ukończeniu.

Obrazek

Podstawowe informacje o moście zawiera tekst, który powstał niejako przy okazji kolejnego tomu Kroniki Miasta Poznania poświęconego Starołęce (P. Maćkowiak, Most kolejowy na Starołęce, KMP, 4/2009, s. 327-340). Zasadniczy artykuł dotyczył bowiem umocnień zewnętrznego pasa fortecznego. Potem na prośbę „Świata Kolei” artykuł został rozbudowany, poprawiony oraz uzupełniony przede wszystkim o kolejne materiały źródłowe, jak np. częściowo zachowane plany projektowe (P. Maćkowiak, Ufortyfikowany most kolejowy na poznańskiej Starołęce, „ŚK”, 2/2011, s. 24-31. Ich analiza pozwoliła na wykonanie wizualizacji mostu w wariancie jednotorowym według stanu z lat 1903-1910.

ObrazekProjekt mostu Dębińskiego, wykonano do marca 1874 roku w berlińskim biurze konstrukcyjnym Deutsche Reichs – und Continental – Einsebahn Baugesellschaft. Budowę wykonano w dwa lata. Koszt realizacji inwestycji wyniósł 170 tys. talarów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zrealizowany, stalowy, kratowy most kolejowy o rozpiętości 198 m był jednotorowy, jednak już w pierwotnym projekcie uwzględniano możliwość położenia drugiego toru (południowego). Dwudźwigarowy ustrój nośny wykonano jako przęsłowy z wykorzystaniem struktury dźwigarów wspornikowych (Gerberowskich). Nitowane przęsła skrajne oraz środkowe o szerokości 4,5 m o kratownicy górnej w formie łuku z podwieszaną jezdnią, nie opierały się bezpośrednio na filarach; lecz na wspornikach trapezowych kratownic dolnych o jezdni górnej. Jazda ułożona na mostownicach przebiegała więc naprzemiennie, raz górą a następnie dołem.

Obrazek

Trzy pierwsze przęsła od Starołęki były przęsłami nurtowymi, dwa pozostałe – zalewowymi. Cztery filary o wymiarach na zwieńczeniu 14,1 x 2,5 m oraz dwa przyczółki wymurowano z czerwonej, klinkierowej cegły. Odległości między nimi, licząc od przyczółka wschodniego, wynosiły według projektu 38 m, 36 m, 50 m, 36 m, 38 m. Most ten był jednym pierwszych (w twierdzy) o konstrukcji stalowej i powstał jako drugi (i jednocześnie ostatni) most kolejowy o charakterze obronnym.

Obrazek

Na zdjęciu most Starołęcki od strony Dębiny przed rokiem 1910. Z lewej widoczny spichlerz z pomostem załadunkowym, za nim przyczółek wschodni z blokhauzem oraz murem obronnym.

W roku 1901 most wzmocniono, ponosząc nakłady w wysokości 46 tys. marek. Rok później zbudowano od południa kładkę dla pieszych. Już w trakcie budowy północnego toru przeprawy przewidywano budowę drugiego, południowego toru. Jednak projekt wykonawczy powstał dopiero w 1909 roku, natomiast samą inwestycje zrealizowano rok później. Został on wsparty na podobnej konstrukcji wykonanej w firmie Fabrik fur Bruckenbau Beuchelt & Co. z Zielonej Góry.

Most kolejowy w Dębinie około 1911 roku, mężczyzna na zdjęciu to prawdopodobnie siostrzeniec kasztelana zamku cesarskiego Latzela Hans Wollmann

Widok mostu z roku 1911. Mężczyzna na zdjęciu to prawdopodobnie siostrzeniec kasztelana zamku cesarskiego Latzela Hans Wollmann

KYqjtKWpInpAigu08QH1_ar16x9

Obrazek

Na kolejnym zdjęciu ten sam przyczółek w roku 1914, ze zrealizowanym już drugim torem i otoczony kładką dla pieszych. Widoczny mur obronny oraz stalowe bramy zamykające wjazd.

Obrazek

To zdjęcie przedstawia most od strony Dębiny w roku 1922. Widoczna rampa (pochylnia) na nasypie prowadząca do kładki dla pieszych. Most jest dwutorowy, kratownicowy.

W okresie międzywojennym przyczółki pozbawiono blokhauzów. Przed wybuchem II wojny most obsadzali żołnierze. Warta mostowa miała za zadanie dozór techniczny i jego naprawę natomiast straż rzeczna pilnowała rzeki w pobliżu przeprawy. Składała się z saperów i strzelców , zajmowała się wyławianiem płynących przedmiotów i niszczeniem ewentualnych min.

Tutaj w roku 1939 nasz most natrafia na miłośników militariów, wojen i destrukcji. Kierowany wojskową logiką i instrukcjami zalecającymi niszczenie dróg komunikacyjnych w celu „opóźnianie marszu przeciwnika” dla osłony odwrotu własnych wojsk, polscy żołnierze po ewakuacji na prawy brzeg Warty w dniu 4 września przystąpili do minowania przepraw. Bez uprzedzenia ludności cywilnej 5 września zniszczono wszystkie przeprawy przez Wartę w Poznaniu. Most Chwaliszewski, Tamę Garbarską i na końcu most Starołęcki. Fachowcy potrafią się zachwycać: ” zadanie wykonano na tyle skutecznie, że wszystkie kratownice przęsła zsunęły się z filarów, a środkowe całkowicie znalazły się w nurcie rzeki. Dwa skrajne filary uległy w trakcie wybuchu zupełnemu zniszczeniu”.

Potem natrafiłem na próbę logicznego wytłumaczenia:” M.in. wspomnienia uczestników tych wydarzeń, saperów i pionierów wycofującej się Podolskiej Brygady Kawalerii.  …” Konfrontowaliśmy to po ukazaniu się ‚Poznania we wrześniu’. To oni zwrócili nam uwagę, że wybuchy były obliczone na zatrzymanie nieprzyjaciela, a nie na zniszczenie obiektów. Stąd użyte sformułowanie o „zdjęciu” przęseł (zsunięciu kratownic mostowych w nurt rzeki). Mieli nadzieję na prędki powrót i naprawę mostów”….

Jak jednak zauważył adwersarz fakty temu przeczą: „Zdjęcia nie kłamią, skrajne filary zostały wysadzone do fundamentowania, a w takim przypadku szybka odbudowa nie była możliwa”…

Obrazek

Obrazek

Odbudowę mostu przeprowadzono w latach 1940 – 1942 częściowo z wykorzystaniem oryginalnej konstrukcji kratownicowej. Odtworzone przęsła otrzymał tor południowy, natomiast tor północny otrzymał nowy system nośny z dźwigarów blachownicowych z jednym kratownicowym. Zniszczone filary wykonano z betonu i przelicowano kamieniem.

 

Długo nie postał w tej postaci. Zrewanżowali się saperzy niemieccy wysadzając go w trakcie walk o twierdzę około 28 stycznia 1945 roku. Zniszczeniu uległy przede wszystkim trzy przęsła nurtowe (III, IV, V) wraz z pierwszym filarem od Starołęki.

Obrazek

I tym razem efekt był daleki od zamierzonego. „Rosjanie” (ciekawe czy własnymi rękoma? KG) szybko odbudowali tor południowy, wspierając go na prowizorycznej konstrukcji drewnianej, z wykorzystaniem gotowych dźwigarów stalowych. Pierwszy pociąg przejechał po nim z Dworca Głównego do Starołęki już 13 lutego.

Starołęka

Kilka miesięcy później odbudowa drugiego mostu była już priorytetowa i to z dwóch powodów. Wskazywano na duże zagrożenie mostów powodziami oraz płynącą krą a z drugiej strony na jednym moście szerokość toru do 1 października 1945 roku wynosiła 1524 mm w związku z wykorzystywaniem linii Kutno-Franowo-Frankfurt nad Odrą oraz Toruń-Gniezno-Franowo przez Armię Czerwoną. Interesem Dyrekcji Kolei Państwowych w Poznaniu była normalnotorowa linia Jarocin Poznań.

Odtworzenie starołęckiej przeprawy natrafiło na duże problemy natury technicznej. Wyciągnięto z wody resztki starych przęseł w ilości 320 ton nadających się do wykorzystania. Po dobudowaniu ok. 70 ton nowej konstrukcji 22 grudnia 1946 roku oddano do użytku tor północny. Przebiegał on po przęsłach blachownicowych i jednym kratownicowym, którego jednak trzeba było po pożarze w roku 1967 również zastąpić blachownicowym.

Obrazek

Zniszczone filary wykonano z betonu i przelicowano cegłą. Pierwotną kratownicową konstrukcję toru południowego odtworzono dopiero w latach 1950 – 55.

1955-1965 CYRYL widok na most z następnego mostu dziś Królowej Jadwigi ,wówczas MarchlewskiegoWidok na most z nastepnego, wówczas m. Marchlweskiego (dziś m.Królowej Jadwigi) lata 1955-1965 Żródło CYRYL

Obecnie tor południowy przebiega na konstrukcji kratownicowej, natomiast północny na blachownicowej. Wielokrotnie przebudowywane i modernizowane przęsła pochodzą z różnych okresów. Zachowały się oryginalne przyczółki oraz częściowo filary.

2007

Obrazek

Nie można się w tej sytuacji dziwić, że stan techniczny mostu jest w chwili obecnej bardzo zły. Od 9 grudnia 2012 roku przęsło mostu nad Wartą między Starołęką a Dębcem zostało wyłączone z ruchu kolejowego. Decyzję o zamknięciu ze względu na zły stan techniczny podjął Wielkopolski Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego. „Obiekt jest w fatalnym stanie, wręcz się sypie. Już około 20 lat temu wydano orzeczenie, z którego wynikało, że konieczny jest remont generalny tej konstrukcji. Od tego czasu wprowadzano tu ograniczenia prędkości pociągów. Najpierw było to 60 km/h, później 40 km/h, a teraz to nawet 20 km/h. Generalny remont tego obiektu mostowego obejmie wymianę przęseł mostu dla toru nr 2 oraz naprawę filarów i przyczółków mostu. W trakcie prowadzenia remontu ruch kolejowy będzie się odbywał po torze nr 1 dla linii Kluczbork – Poznań”.

Przez dwa lata nic się nie zmieniło ale najważniejsze, że są plany:  Remont planujemy rozpocząć w połowie roku – wyjaśnia Zbigniew Wolny z  PKP PLK. Wciąż jednak trwają ustalenia, jak szeroki będzie zakres prac. Wynika to między innymi z zabytkowego charakteru konstrukcji. – Najpierw będziemy prowadzić prace na zamkniętym obecnie torze, w tym czasie ruch będzie odbywał się sąsiednią nitką tłumaczy Wolny.

Po zakończeniu tej części kolejarze przeniosą się na drugi tor. Ukończenie remontu  ma nastąpić pod koniec 2015 roku. Z zapowiadanego remontu cieszy się szef nadzoru budowlanego. – Najwyższy czas, to w końcu zabytkowy obiekt – dodaje Witczak. Zapowiedź cieszy też mieszkańców, ci jednak mają uwagi. – Most już dawno powinien być wyremontowany, żeby nie dopuścić do sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa.

Remont nie oznacza jednak końca zamieszania wokół mostu. Przez długie lata mieszkańcy korzystali z przymostowej kładki. Ułatwiała ona komunikację pomiędzy lewobrzeżną dzielnicą Dębina, a prawobrzeżną Starołęką. Jak mówi przedstawiciel PLK, odbywało się to niezgodnie z jej przeznaczeniem.Jest to jedynie kładka technologiczna, z której korzystają pracownicy serwisujący obiekty kolejowe. Nie powinna być powszechnie dostępna – tłumaczy Wolny. Jak dodaje, montowane tam zakazy przechodzenia były regularnie zrywane.

Rok temu kładka została zamknięta. Po raz kolejny powodem był zły stan techniczny. Teraz najprawdopodobniej doczeka się remontu. Nie wiadomo jednak, czy zostanie ona udostępniona mieszkańcom.

Obrazek

Po wizji lokalnej mogę stwierdzić, że żadnych zakazów obecnie nie ma i kładka jest dostępna jak ponad 100 lat temu. Wtedy jednak oficjalnie była zbudowana jako kładka dla pieszych, więc może wymienić zarządcę a nie kładkę.

Kuba Ger              Gościnnie w Starołęce  22.05.2014 r.

Jednak historia szybko dopisała swój dalszy ciąg. Dzień po opublikowaniu tekstu natrafiłem na aktualności:

7hpsmhn5rpzjs4bw5pxmh3bx2h32qv23

…”Już w lutym ubiegłego roku pisaliśmy o zakazie poruszania się pieszych i rowerzystów na kładce przy moście kolejowym łączącym Dębiec i Starołękę. Pojawiły się tutaj znaki z napisem „przejście zabronione dla osób nieupoważnionych”. Mieszkańcy, którzy korzystali z kładki pisali do nas z prośbą o interwencję.
PKP Polskie Linie Kolejowe wyjaśniały nam wówczas, że most znajduje się w złym stanie technicznym, a kładka jest jego częścią składową. Poza tym kładka ma służyć wyłącznie pracownikom PKP, ponieważ nie ma ona nawet parametrów, które pozwoliłyby na jej dopuszczenie do normalnego ruchu pieszych.

Dziś w sprawie kładki odezwał się do nas czytelnik.Tym razem wejście na kładkę zostało zaspawane. To spora nowość i duże zaskoczenie dla mieszkańców napisał.

Zbigniew Wolny z PKP PLK ponownie wyjaśnia, że z tej kładki mieszkańcy nie mogą korzystać. – Kładkę zamknięto, ale mieszkańcy i tak do tej pory nie mogli z niej korzystać. Znaki o tym informujące są regularnie niszczone. Zabezpieczenie kładki to przygotowanie do remontu, który ma się wkrótce rozpocząć – tłumaczy. – Po jego zakończeniu mieszkańcy i tak nie będą mogli korzystać z tego przejścia, bo będzie zbyt wąskie. To wyłącznie kładka techniczna – kończy.

Chyba we właściwym czasie napisałem historię mostu i warto będzie z nią zapoznać nie tylko pana Wolnego z PKP PLK. W zasadzie to po co cały most remontować. Przecież można zamknąć jak kładkę. Wydawać tyle kasy… Pojedziemy pociągami i pójdziemy objazdami. A pan Wolny i jemu podobni będą mieli wolne i święty spokój.

Przecież to jest zabytek, cały most łącznie z kładką – jak można ingerować w strukturę zabytku?  Sami przyznają, że nie określili jeszcze zakresu „remontu”. Jest jeszcze czas żeby wymusić na tych dyletantach odtworzenie wszystkich funkcji mostu.

Kuba Ger      23.05.2014 r.

Nadszedł styczeń 2015 roku.

Pewnie jednak zbyt cicho domagaliśmy się swoich praw i celowości wydawania miejskich pieniędzy. Zbyt krótko mamy nowego Prezydenta Miasta, żeby ze wszystkimi bolączkami zdążył się zaPoznać.

Jedynie pan Konrad Dąbrowski z Porozumienia dla Twierdzy Poznań nadal stara się walczyć o odtworzenie mostu w pełnym zakresie i krasie.

http://epoznan.pl/news-news-54849-Kladka_laczaca_Staroleke_i_Debiec_trwa_rozbiorka_mostu,_przejscia_nie_bedzie

A to dokumentacja fotograficzna stanu naszego mostu na dzień 10 stycznia 2015 roku:

1 2 3 4 57 fot. Archiwum Porozumienia dla Twierdzy Poznań.

Nie dajmy się omamić hipokryzją obecnego zarządcy mostu. Most nie jest ich własnością. ON JEST NASZ. Jak każdy zabytek jest dziedzictwem kulturowym i podlega prawnej ochronie. Przepychanki kto ma dać na to pieniądze są zupełnie nie na miejscu. Brak środków na pełną odbudowę zabytku świadczy o nieudolności jego zarządcy.

….”Przypominamy, że PKP PLK w październiku 2012 roku wystąpiły do władz miasta z wnioskiem o partycypowanie w kosztach odbudowy kładki. Wówczas mogliby z niej korzystać mieszkańcy. Kolejarze otrzymali jednak negatywną odpowiedź w tej sprawie. – Miasto nie było zainteresowane taką inwestycją – tłumaczy dziś Zbigniew Wolny z PKP PLK”…..

Pozostaje mieć nadzieję, że most zostanie odtworzony w pierwotnej technologi, będzie równie piękny i funkcjonalny. Tego sobie i wszystkim mieszkańcom życzę na rok 2015.

Kuba Ger

 

 

Dziś tj. 17 stycznia 2018 pojawiły się na epoznan.pl „nowe” zdjęcia naszego mostu:(https://epoznan.pl/index.php?section=news&subsection=news&id=82617)4gh4pptnjn7hwb5cjd327g6m2gwwynxr_gallery9mdckj64v9m6yfghv2tjh56p83td5f2w_galleryck5rcxt3gc6crw6cvc2x9c5jvzg2f7t6_galleryd3ncfrfbcg7s5v6jhb27mk64bf46jc96_galleryfd3kvggxyxpjw9bbjbt2yxbhwvxcxpmy_galleryn3x8zhk863fpvtpxgf7kxqyhkdg7jkt5_gallery (1)t223c55jgm456dqrkqkxs7c5f4jsm7yn_gallerywymdwfjbmsqps2vnmjhh77x7jxmkp8wp_galleryykmtkhs6pwhjccwx6wmbtbmm6wxmr3h6_galleryzn7r4yvx228m7k7hmn99v3xhn8k9rn56_galleryzy88csvs6nrxd3fkzjwn78smy8n9qb32_gallery, które wspaniale uzupełniają jego historię.

KG

A to już nowy etap w „życiu” mostu. Stan na rok 2015

1a6d8-a9

No i kładka… Można?

Obraz1 popr-tprojects_view_new

K G

Opublikowano Bez kategorii | Dodaj komentarz

Młyn w głowie

Młyn – w głowie.

Kiedyś Tomasz ( Facebook.com/ratajanka ) zapytał mnie czy w Starołęce był młyn? Bez namysłu odpowiedziałem, że nie. Każdy ma zaraz na myśli piękną budowlę, która spłonęła w 2006 roku. (foto bartas)

Obrazek

Ja miałem zakodowane, że to był spichlerz. Postanowiłem sprawdzić. Internet nie dał jednoznacznej odpowiedzi. Powtarzały się równolegle dwie wersje młyn i spichlerz. Pojawiła się jednak gdzieś informacja o młynie w Starołęce i jego konkretnej lokalizacji ul. Starołęcka 62 – 64.

Postanowiłem po latach zobaczyć jak dziś wygląda tamta okolica, bo zawsze mnie zastanawiało co TO stoi na nadwarciańskiej skarpie? Widoczne zarówno z mostu Dębińskiego/Starołęckiego, z rzeki Warty i ulicy Starołęckiej.

A także co zostało ze spichlerza.

Obrazek

Czyli dziś czas na sąsiadów i zajrzyjmy do Starołęki.

Spichlerz stał kiedyś przed torami, tam gdzie dziś budka z kurczakami i kebabem. Zawsze dobrze widoczny z mostu.

ObrazekFoto Grzegorz Przech rok 2006.

ObrazekDziś jakoś pusto…

ObrazekNic nie pozostało ze spichlerza mimo, że miał 5 pięter w górę i dwa w dół. Kilka cegieł i to wszystko.

Obrazek No trudno, czas biegnie i nie na wszystko mamy wpływ. Zresztą szukamy młyna w Starołęce ze spichlerzem żegnamy się na zawsze.

Pod wskazanym adresem zastajemy dom i działkę na sprzedaż.

ObrazekA teraz porównanie, cofnijmy się do roku około 1905. Wtedy wyglądało to TAK.

ObrazekŹródło FOTOPOLSKA – podpis „młyn z elewatorem i domem mieszkalnym lata 1905 – 1910”.

Czyli jednak był młyn – i to JAKI !

Jak podaje Kronika Miasta Poznania, Budownictwo warsztatowo – przemysłowe na Starołęce do 1939 roku autorstwa Magdaleny Mrugalskiej – Banaszak: „Młyn na Strołęce uruchomili bracia Brrummerowie na początku XX wieku. Młyn ten spalił się doszczętnie w niedzielę 31 lipca 1910 roku, po czym szybko został odbudowany i w roku następnym był gotowy.”

Nie wspomniała, że zaledwie rok wcześniej młyn został znacznie powiększony i zaliczany był do największych tego rodzaju przedsiębiorstw w Poznańskiem. Młyn wraz z przyległym spichlerzem spłonął doszczętnie wraz z zapasami zboża i produktów. Szkody wyceniono na ok. milion marek.

Praca

Obrazek

  „Z rysunku wykonanego w styczniu 1910 roku wiadomo, że pierwszy młyn braci Brummerów stał tuż przy drodze i składał się z dwóch zasadniczych przylegających do siebie budynków: ten od północy (309 m2) mieścił silos ze spichlerzem, a od południowej – drugi spichlerz z młynem (ok. 400 m2). Za nimi od zachodu, znajdowały się maszynownia i stajnia. Rysunek młyna na papierze firmowym powstał w roku 1911 i pokazuje go zarówno od strony Warty jak i od ulicy.”

Obrazek

„Młyn stał na parceli o powierzchni ponad 6 tys. m2. Zbudowano go na rzucie nieregularnego kwadratu z podwórzem zabudowanym ze wszystkich stron. Patrząc na założenie od strony Warty najbliżej rzeki stał budynek maszynowni z wysokim kominem od południa.

Na zdjęciu stan z roku 1911.

idok z mostu Dębińskiego na Wartę, Dębinę po prawej i Starołękę po lewej stronie 1911

Obok z drugiej strony, przebiegała bocznica kolejowa z tunelem transportowym przerzuconym nad nurtem Warty, z którego worki z mąką trafiały do stojących pod nim barek. Drugi komin stał na podwórzu. Dalej dominowała masywna bryła pięciokondygnacyjnych silosów. Niższa partia budynku, trzypiętrowa i trójosiowa ze szczytem na skraju, to pomieszczenia młyna.

img525

Widoczna na wcześniejszym rysunku dziewięcioosiowa elewacja miała nieco bardziej reprezentacyjny charakter. Do braci Brummerów należał również piętrowy dom mieszkalny z biurami zbudowany w roku 1911 , stojący naprzeciw, pod numerem 65 (na rysunku po lewej stronie). Dziś jest ruiną, nie ma też młyna, pozostały jedynie resztki silosa”

Obrazek

Obrazek         „W roku 1921 zmienił właściciela i od tej pory nosił nazwę Młyn Ziemiański Tow. Akc. W zarządzie firmy był Stefan Hauser i Stanisław Prymke, pracowało w niej wówczas 60 osób.

zZjUBbtExoAX6sEuvnAr_ar16x9

CYRYL: Tytuł obiektu: Uczniowie Krajowego Zakładu dla Głuchoniemych w Poznaniu w czasie wycieczki na Starołękę  Data obiektu: 1920-1929

Po II wojnie światowej został upaństwowiony i włączony do Zakładów Młynarskich w Poznaniu.”

Tyle Kronika Miasta Poznania. Lektura nie dała odpowiedzi kiedy młyn zniknął z powierzchni ziemi? I co tak naprawdę zostało z niego po II wojnie Światowej?

Faktem jest, że młyna w Starołęce po roku 1945 nie było. Jak jego pozostałości trafiły do prywatnych rąk jest, jak na razie i dla mnie tajemnicą.

Obrazek         Działalność Zakładów Młynarskich w Poznaniu ograniczała się do zagospodarowania spichlerza o którym mówiliśmy wcześniej. Jeszcze w latach 90 służył jako magazyn a także prowadzono tam między innymi czyszczenie, sortowanie i pakowanie w worki zboża, szczególnie jęczmienia. Obiekt był w tym celu wyposażony w różne urządzenia, które dla laika mogły stwarzać pozory, że to młyn. Z zasady młyn „miele” i to skomplikowany proces, którego w spichlerzu nigdy nie prowadzono. Ale fama nawet wśród mieszkańców Starołęki funkcjonuje do dziś – bez zastanowienia się, w którym miejscu był ten młyn.

Zastanawia wielu ludzi, dlaczego „silos” a fachowo komory do dziś stoją?

Okazuje się, że kilkakrotnie przymierzano się do ich wyburzenia. Nawet zaraz po wojnie postanowiono uprzątnąć ruiny. W tym celu przeciągnięto na drugą stronę Warty stalową linę, z którą zaczepiono czołg (ciekawe czy jeden?). Okazało się jednak, że fundamenty młyna są monolitem na całej jego powierzchni. Budynek (na zdjęciu wcześniej) w którym dziś mieści się salon fryzjerski i salon urody był (a do niedawna był Pocztą Polską) zaczął się podnosić, a że ruin dokoła było dość nikt już później nie zaryzykował wyburzania resztek młyna. Do teraz zresztą nie wiadomo jak i gdzie pod ziemią przebiega infrastruktura młyna, bo tory dojazdowe ludzie długo jeszcze wykopywali w swoich ogrodach, kiedy tereny przyległe podzielono na działki budowlane.

 Obrazek

foto z roku 1936 (FOTOPOLSKA) oznaczony młyn i spichlerz przy moście.

Po dziś dzień widać resztki tunelu, którym załadowywano barki.

ObrazekObrazekwnętrza

To zdjęcie podziemnej części młyna otrzymałem od Dawida Kulczaka = Kurografia. Dzięki.

_DSC1453

A to umieścił w sieci wcześniej Wlodzimierz Brzezinski.

ObrazekA wiadomym jest, że młyn miał i inne połączenia.

Obrazek

Zobaczymy kiedy trafi się odważny zaryzykować dużą kasę w starcie z historią i materią…

ObrazekMoże uda się uzupełnić i tą historię.

Kuba Ger 30.04.2014 r.

2023.02.14

Historia dopisała ciąg dalszy. Jak dla mnie to pod tytułem „Od Niemca do Niemca”. Kto przeczytał całą historię będzie wiedział w czym rzecz… 

rok 1905

1 -1905

rok 2014

2 -2014

rok 2022

rok 2023

14.02.2023. K. G.

Opublikowano Bez kategorii | 1 komentarz

Ponad 130 lat przy drodze.

Obrazek

  Uważni czytelnicy historii z okolicy pamiętają już tą kartkę pocztową. Właściwie to aż trzy budowle zostały już opisane. Browar i pałac a nawet dworzec wycieczkowy w historii o Mycielskich. Dworzec po raz drugi,  szczegółowej w opisie Średzkiej Kolei Powiatowej.

Pozostał nam jeden obiekt, którego historii jeszcze nie opisaliśmy. I to pozostał dosłownie – bo stoi na swoim miejscu do dziś.

Pełni tylko zupełnie inną funkcję od tej, dla której powstał. Na kartce nosi opis OGRÓD…

Obrazek

           Już w okresie zaboru pruskiego Kobylepole i Komandoria były jednymi z najbardziej popularnych miejsc wycieczkowych licznie odwiedzanymi przez mieszkańców pobliskiego Poznania. Inne podmiejskie ogrody rozrywkowe były już wtedy tak zapełnione, że nie gwarantowały ciszy i spokoju a tutaj w lasach w dolinie Cybiny można było liczyć na kontakt z przyrodą.

Obrazek

         Poza tym teren w dolinie Cybiny był urozmaicony krajobrazowo, pełen kwitnących łąk, piaszczystych wzgórz, lasów, stawów i ogródków podmiejskich. Opodal Młyna Świętojańskiego rozciągała się Dolina Świętojańska, a dalej posiadłości Józefa Mycielskiego z otaczającym rezydencją parkiem, który był docelowym punktem wycieczek szkolnych.

Dolina Świętojańska, obecnie wymazana z krajobrazu wówczas opisywana była jako niezwykle urocza i czarująca. Posiadała niezwykle urozmaiconą rzeźbę terenu. Pod pewnymi względami przypominała górską kotliną, otaczał ją bowiem szereg pagórków, z których niektóre dochodziły do 19 metrów wysokości. Porastały ją mieszane lasy liściaste, w dolnych częściach stoków rosły stare graby i olchy, zaś w górnych partiach zboczy występował las brzozowo – sosnowy. Wilgotne łąki wzdłuż Cybiny porośnięte roślinnością łąkową i błotną były bogato zasiedlone przez ptaki błotne i wodne: siewki, czajki, cyranki, mewy śmieszki i wiele innych. Pod koniec XIX wieku w lasku kobylepolskim było tyle zwierzyny łownej, że oficerowie garnizonu poznańskiego urządzali polowania z hartami.

Obrazek

            Tereny nad Cybiną okazały się także idealne dla działalności powstałego w 1886 roku Stowarzyszenia Gimnastycznego „Sokół”, które stawiało sobie za cel rozwój wychowania fizycznego, urządzanie imprez rozrywkowych i kulturalno – oświatowych.

ObrazekObrazek
Niezależnie od nasilania się patriotycznych nastrojów, poznaniacy zażywali nad Maltą przede wszystkim wypoczynku i rozrywki. Okazji do wycieczek było wiele; urządzano majówki, witano wiosnę, w 1909 roku obchodzono 100. rocznicę urodzin Juliusza Słowackiego. Po dotarciu na miejsce nastawał czas gier i zabaw. Panie grały w kostki, panowie strzelali do tarczy, bardzo popularne stały się gry i loterie fantowe. Po grach i zabawach rozpoczynały się tańce i śpiewy, odbywały się pokazy sztucznych ogni.

Obrazek

            Nie samym duchem człowiek żyje więc, żeby sprostać potrzebom ciała w latach 80 XIX wieku na przeciwko browaru w Kobylepolu powstał duży ogród restauracyjny. Początkowo należał do niemieckiego restauratora W. Hadta. Przed rokiem 1895 jego nowym długoletnim właścicielem został polski restaurator Stanisław Kluj.

Obrazek

            Murowany budynek restauracji był początkowo parterowy a później nadbudowano jedno piętro na którym mieściło się mieszkanie restauratora i jego rodziny. Budynek miał dwa oddzielne wejścia, jedno prowadziło do sali restauracyjnej i mieszkania właściciela. Drugie do kuchni, spiżarni i innych pomieszczeń gospodarczych. W restauracji podawano ciepłe i zimne przekąski i napoje. Szczególnym popytem cieszyło się piwo z pobliskiego browaru „kobylepolskie prosto z beczki” lub karmelkowe piwo słodowe.

Obrazek

            Na terenie ogrodu znajdowała się kręgielnia i tzw. kolonada, czyli podłużna drewniana hala, w której mogła się schować publiczność w razie niespodziewanego deszczu. W kolonadzie występowały też orkiestry wojskowe umilając gościom pobyt w ogrodzie a także amatorskie zespoły teatralne.

Obrazek

 

Później w okolicy powstały inne konkurencyjne ogrody restauracyjne „Dolina Świętojańska” czy „Schlosspark Ostend” (Park Pałacowy Ostend).

Ale to już tematy na inne historie z okolicy.

Opracowano na podstawie Kroniki Miasta Poznania – Waldemar Karolczak „Dolina Świętojańska czyli niezwykłe atrakcje wycieczek do Kobylepola i na Maltę na przełomie XIX i XX wieku.

 

KUBA GER

 

Opublikowano Bez kategorii | 1 komentarz

Historia na niedzielę

Kolejna historia zaczyna się w roku 1899. Ówczesny papież Leon XIII uważał poświęcenie świata Najświętszemu Sercu Jezusowemu za najważniejszy cel swego pontyfikatu (?). Odzew się znalazł i właśnie wtedy mieszkańcy wsi Chartowo ustawili figurę Serca Jezusowego obok szkoły na skrzyżowaniu ul. Łabskiej, Chartowskiej i Rogackiej. Wówczas wieś Chartowo liczyła wówczas 45 gospodarstw. Można spotkać się z wersją, że figura ta była dziękczynieniem za uratowanie ludzi od zarazy. Najstarsi mieszkańcy Chartowa twierdzą, że stała tam z pewnością już przed rokiem 1900. Uważni czytelnicy historii Chartowa wiedzą, które to miejsce. [Mniej zaangażowanym przypomnę jak wówczas wyglądała ul Łabska zapraszam na http://wp.me/p4uanG-3 ]

ObrazekTo właśnie tam stała filia szkoły nr 64, a wyglądała tak:

Obrazek

było to na zakończeniu ul. Chartowskiej po prawej stronie – niestety słabo widoczne na zdjęciu od strony jej początku.

Obrazek

Kiedy na osiedlu Wichrowe Wzgórza parafianie postanowili odsłonić 28 października 2007 roku pomnik Najświętszego Serca Jezusa i stwierdzili butnie, że będzie to „pierwsza figura Serca Jezusa między blokami” natrafili na ripostę z naszego fyrtla.

Tutaj znowu pojawia się, słynna już na Ratajach osoba pana Witolda Hoppela (znowu podpowiedź dla mniej uważnych http://www.tvn24.pl/poznan,43/ziemia-warta-tyle-co-chleb-i-kalafiory-po-kolana-wspomnienia-z-dawnych-rataj,396101.html ). Przypomina on, że jako osoba urodzona na starych Ratajach a od 1976 roku mieszkająca na os. Lecha wie, że na terenie obecnego os. Tysiąclecia pomiędzy blokiem nr 70 a kościołem i os. Rusa – czyli praktycznie między blokami jest I figura Serca Jezusowego.

Jak się okazuje 5 metrowa figura przetrwała I i II wojnę światową a nawet czarne czasy stalinizmu. Dopiero w roku 1976 została zdemontowana i zniknęła. W miejscu, gdzie stała zaprojektowano przejście podziemne w momencie, kiedy ul. Łabska stała się ul. Jedności Słowiańskiej a później otrzymała nazwę i szerokość ul. Chartowo.

W połowie lat 90 mieszkaniec wcześniejszego Chartowa wpadł na pomysł, żeby figurę odnaleźć i ponownie ustawić. Pomocnym okazał się jak zwykle ówczesny proboszcz tutejszej parafii ks. kanonik Mieczysław Radziejewski. Poradził szukać w Zarządzie Dróg Miejskich. Choć minęło kilka lat udało się ją odnaleźć w magazynach przy ul. Wykopy. Była bardzo zniszczona – wspomina Andrzej Nowak – ale razem z rodzeństwem (z Chartowa) na swój koszt postanowili ją odnowić i ponownie ustawić. I tak po wielu latach w roku 2001 wróciła prawie w to samo miejsce, gdzie pierwotnie stała. 9 czerwca 2001 została poświęcona przez Biskupa Marka Jędraszewskiego. [opisał  to Głos Wielkopolski 26/27 lutego 2005 roku]

Na zdjęciu poniżej w środku autor i fundator pomysłu przywrócenia figury na historyczne miejsce pan Andrzej Nowak

Obrazek

Ta krótka historia dedykowana jest jak zwykle miłośnikom Facebook.com/ratajanka   oraz tym, którzy mieszkając na os. Tysiąclecia dziwili się dlaczego i kto stawia akurat w tym miejscu jakąś figurę. A ona tak naprawdę tylko wróciła na swoje miejsce.

 

Kuba Ger

Opublikowano Bez kategorii | Dodaj komentarz